Ciemna strona pisania

Pisarz to ma fajnie.

Wstaje sobie rano, siada przed komputerem z kubkiem kawy, ewentualnie cygarem i whisky, i pisze. Ile chce, aż mu się znudzi, albo zgłodnieje. Następnie całą resztę dnia byczy się przed telewizorem albo robi cokolwiek innego co mu wpadnie do głowy. Nie dość, że robi sobie to co lubi, to jeszcze ma tyle czasu wolnego. Pracuje kiedy chce i ile chce. Żyć nie umierać. Wszystko pięknie, tyle że… to nieprawda.

Tak mogą nieliczni.

Stephen King, Agatha Christie czy też Remigiusz Mróz mogą. Oni osiągnęli na tyle spektakularny sukces, że już nic nie muszą. Inna sprawa, że nie osiadają na laurach, ale to tylko ich wybór. Setki tysięcy innych pisarzy to jednak zupełnie inna bajka. Prawda jest taka, że większość pracuje na etacie, prowadzi firmę lub dorabia w inny sposób. Pisze po godzinach lub w trakcie pracy, ewentualnie po nocach, mając nadzieję, że wydanie książki zmieni ich życie. Większości nie zmieni.

Pisanie to kierat.

Prawda jest brutalna. Dla większości będzie to praca jak każda inna, pełna wyrzeczeń, wymagająca cierpliwości i samodyscypliny. Gorsza jednak o tyle, że jej efekty mogą być znikome albo żadne. Nie jest to sposób na biznes. Być może nawet nie będzie to sposób na godne życie. Napisanie powieści zajmie conajmniej kilka miesięcy. Ewentualne korekty i poprawki mogą zająć drugie tyle. A to dopiero początek, najgorsze przyjdzie szybko. Najtrudniej jest książkę wydać, zwłaszcza debiutantowi. Na odpowiedź wydawnictwa czeka się kolejne kilka miesięcy, a nawet rok. Proces wydawniczy trwa kolejne miesiące. Gdy już nawet wszystko szczęśliwie się uda i książka ukaże się w sprzedaży, wynik powiedzmy dwóch-trzech tysięcy sprzedanych egzemplarzy będzie całkiem przyzwoity.  Pisarz zarobi kilka tysięcy złotych. Po roku-dwóch od napisania pierwszego słowa powieści. Powodzenia.

Początkujący nie istnieje.

Debiutant to dla wydawnictwa nikt. Dosłownie. Człowiek, który nie ma nic w dorobku, żadnego portfolio, żadnej publikacji, po prostu nie istnieje. Dlaczego ktoś miałby w niego inwestować pieniądze? Skąd pewność, że się zwrócą? Nic więc dziwnego, że wydanie książki przez debiutanta w poważnym wydawnictwie zdarza się niezwykle rzadko. Dlatego też wiele dobrych tekstów po prostu zostaje w szufladzie i nigdy nie ujrzy światła dziennego. Sam talent nie wystarczy, choć to podstawa. Trzeba jeszcze umieć się sprzedać. Promocja własnej osoby w mediach społecznościowych, strona www, tworzenie wokół siebie społeczności, udzielanie się na forach literackich, pisanie opowiadań i publikowanie ich w czasopismach itd. Są różne sposoby. Prawdopodobnie nie obędzie się bez pomocy profesjonalnego redaktora lub agenta literackiego, co generuje koszty. Wielce prawdopodobne jest też, że debiutant do wydania swojej książki będzie musiał dopłacić. Nie każdego na to stać, to kolejne kilka tysięcy. Raczej więc nie ma co się nastawiać na zysk. Przynajmniej pierwsza książka to głównie wyrobienie sobie marki. Pocieszające, że później może już pójść łatwiej. Może, nie musi.

Wszystko może pójść nie tak.

Statystycznie rzecz biorąc, raczej się nie uda. Rachunek prawdopodobieństwa. Raczej nie napiszesz książki, nie wystarczy ci cierpliwości ani czasu, lub uznasz że brakuje ci talentu. Jeśli jesteś jednym z tych, którzy się zawzięli, prawdopodobnie ukończona powieść zostanie na zawsze jako plik w twoim komputerze, bo uznasz, że to słabe i wstyd komuś pokazać. Jeśli jednak się odważysz, najprawdopodobniej nie zrobisz nic, żeby sobie pomóc, a po prostu wyślesz tekst do kilku wydawnictw. Szansa na pozytywną odpowiedź to jakieś jeden procent. Załóżmy, że jesteś tak zdeterminowany, że zadbasz jednak o każdy szczegół – promocję, redakcję, masz kasę, by dołożyć się do wydania, a do tego twój tekst jest po prostu dobry. I tak może się nie udać. Żadne wydawnictwo nie jest tobą zainteresowane. Plan wydawniczy jest zajęty na dwa lata w przód, gdzie indziej cie zjadą, bo ktoś miał zły dzień, tu i tam nawet nikt tego nie czytał, a jeszcze gdzie indziej nie wiadomo nic, bo odpowiedzi brak. No ale dobra, uznajmy że masz tyle szczęścia, że jednak ktoś się odezwał. Pół roku później dumny jak paw trzymasz w ręku swoją książkę, bo właśnie zostałeś pełnoprawnym pisarzem. I co? Mija rok, a ty dalej jesteś anonimem. Książka sprzedała się w ilości stu egzemplarzy, a tobie jak nikt nie słyszał tak nikt już nie usłyszy. Rozżalony i rozczarowany kończysz pisarską karierę i wracasz do rzeczywistości.

Nikt nie rodzi się ze srebrną łyżeczką w tyłku.

Nawet ci wybrani nie są w tym miejscu tylko dzięki talentowi. King jest Kingiem głównie dlatego, że był bezczelnie zawzięty. Pisał tak długo i tak dużo, aż sam los dla świętego spokoju dał mu szansę. Rowling początkowo nikt nie chciał wydać, podobnie jak Mroza. Wielu pisarzy zyskało sławę dopiero po napisaniu trzeciej czy piątej książki, niektórzy nadal na tę szansę czekają i być może nigdy się nie doczekają. Nie ma żadnej recepty, no może oprócz jednej – trzeba pisać i pisać i pisać, a w międzyczasie liczyć na szczęśliwy zbieg okoliczności.

Depresyjny toast.

Lepiej już było! W tym miejscu polecam ostatnią scenę z pythonowskiego „Żywotu Briana”. Pozdrawiam.

Lopez.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *