Multiwersum

Nieskończona liczba wersji

Ile razy żałowaliście, że dokonaliście w życiu takich, a nie innych wyborów? Na pewno każdy z Was niezliczoną ilość razy analizował swoje zachowania w przeszłości, zastanawiając się jak wyglądałoby jego życie, gdyby postąpił choćby odrobinę inaczej we wspominanym momencie swojej egzystencji. A gdybym Wam powiedział, że według wszelkich prawideł, każdego z tych innych wyborów już dokonaliście? Nie w myślach, nie metafizycznie, a w jak najbardziej rzeczywisty, namacalny sposób. Istnieje nieskończona liczba wersji Was samych, a każda z nich podąża swoją własną ścieżką historii, których jest nieskończenie wiele. Każda z tych ścieżek powstaje w momencie dokonywania jakiegokolwiek wyboru. Wszystko, co kiedykolwiek mogło się wydarzyć – wydarza się. I teraz najlepsze – to nie jest jakaś szaleńcza wizja nawiedzonego nerda. Setki wybitnych naukowców (niekoniecznie amerykańskich) zajmują się tym problemem od dziesięcioleci. Wniosek  z tych obserwacji jest taki: prawdopodobnie żyjemy w jednym z nieskończenie wielu światów. Żyjemy w multiwersum.

Fizyka kwantowa

Naukowcy wysnuwają swoje przypuszczenia badając zjawiska zachodzące na gruncie fizyki kwantowej. Świat, który opisuje mechanika kwantowa, różni się diametralnie od świata, który znamy. Okazuje się, że pewne fluktuacje, które tam zachodzą, da się wyjaśnić jedynie poprzez interakcję naszego świata z innym. Tak przynajmniej twierdzi choćby australijski profesor Howard Wiseman. Problem ten zgłębiają wybitni fizycy i kosmolodzy, wśród których są nawet nobliści, jak choćby Richard Feynman. Warto jest liznąć trochę tematu fizyki kwantowej, żeby się przekonać, jak mało tak naprawdę wiemy o wszechświecie i jak nieprawdopodobny jest ten świat rzędu wielkości atomów. Kto bowiem mógłby się spodziewać, że cząstki mogą być w wielu pozycjach jednocześnie (tzw. superpozycja), czy też, że istnieją cząstki błyskawicznie komunikujące się między sobą na ogromne odległości (tzw. splątanie kwantowe). To, że coś może wydawać się absurdalne i niewiarygodne, nie oznacza, że takie jest. To jest rzeczywistość, którą dopiero poznajemy.

Hugh Everett III

mojej książce teoria światów równoległych jest jednym z wielu możliwych rozwiązań problemu tak zwanego efektu Mandeli, o którym wspominam w poprzednim moim artykule. Bohater, doświadczający dysonansu poznawczego związanego z owymi fałszywymi wspomnieniami, szuka odpowiedzi. Jego towarzysz w tej dziwacznej podróży, fizyk (a jakże!) Albert, przedstawia mu między innymi wizję opartą na twierdzeniach Hugh Everetta III, czyli najbardziej znanego z prekursorów tejże hipotezy. Każda nasza decyzja, jaką podejmujemy w życiu, tworzy kolejny wszechświat, kolejną rzeczywistość równoległą. Wszystko, co może się zdarzyć, zdarza się w którejś z takich odnóg, które powstają w momencie decyzji. – twierdzi Albert. W przeciwieństwie do samego efektu Mandeli, wątek multiwersum nie jest jednak dalej rozwijany w jakiś szczególnie ważny dla fabuły sposób. Nie mniej należy o nim wspomnieć w kontekście okołonaukowych wątków z mojej książki, o których to traktuje seria tych kilku artykułów.

Avengers

Temat ten był poruszany w popkulturze wielokrotnie, oczywiście w powieściach i filmach z gatunku sci-fi i fantasy, począwszy od książek Moorcocka (pierwszy użył twierdzeń Everetta), Pratchetta, C.S. Lewisa, po obrazy typu Doktor Who, Sliders, czy niesamowity Mr. Nobody. Popularność tego wątku z pewnością nie słabnie, biorąc pod uwagę, że na tym pomyśle ma być w znacznej mierze oparta tak zwana czwarta faza kinowego uniwersum Marvela. Z jednej strony teoria ta daje twórcom ogromne możliwości fabularne, jednak z drugiej strony jest na tyle mocno wyeksploatowana, że trudno tu wymyślić coś nowego. Być może kiedyś pokuszę się o bardziej wyraźne wykorzystanie tego motywu, ale z pewnością… nie będzie to twórczość fantasy.

Znaleźć Wyjście to nie fantasy

Muszę tu bowiem zaznaczyć bardzo ważny fakt – moja książka nie należy do gatunku fantastyki. Między innymi z powodu głosów, iż należałoby ją podpiąć pod fantasy, czytacie teraz ten artykuł. Chciałem bowiem przybliżyć Wam owe mało przyziemne wątki, by wiadomo było, czego można się po książce spodziewać i w przyszłości uniknąć zaniżania jej ocen (ktoś na LC dał 1/10, bo… jakieś cuda na kiju, symulacje itp.). Pomijając już fakt absurdalności oceniania książki przez pryzmat obecności wątków sci-fi (dlaczego miałoby to jej wartość obniżać?), trzeba podkreślić, że wątki te nie czynią książki utworem fantasy, gdyż… nie o to w tym chodzi. Nie są rozwiązaniem zagadki, istotą jej treści, a jedynie środkiem stylistycznym, którego znaczenie polega na zaciemnieniu i zagmatwaniu całego obrazu. Więcej powiedzieć nie sposób, by nie zdradzić zakończenia, więc musicie mi uwierzyć na słowo. To nie jest sci-fi, to zwykły, choć bardzo pokręcony, psychothriller.

RADEKtor Lopez.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *