Poślizg na mydle

O gustach się dyskutuje

Jest takie niezwykle irytujące stwierdzenie, powodujące u mnie głębokie refleksje natury filozoficznej, których skutkiem jest nihilistyczna forma wyrazu znana jako facepalm. Brzmi ono: o gustach się nie dyskutuje… Albo jeszcze lepiej: nie podoba ci się, to nie słuchaj/nie oglądaj/nie czytaj…
Brak słów. Ręce opadają. Nóż się w kieszeni otwiera. Powiedzmy sobie szczerze – to niezmiernie głupie i zwyczajnie bezsensowne stwierdzenie. Owszem, dyskutuje się. Wszystko co publiczne, podlega ocenie. Każda forma ekspresji podlega opinii. Całe życie kierujemy się poczuciem estetyki, oceniamy ludzi, ich wygląd, osobowość i zachowanie. Na tej podstawie dokonujemy wyborów, które determinują naszą przyszłość, kształtujemy potrzeby, zainteresowania, drogę rozwoju osobistego. Oceniamy wszystko, ponieważ za pomocą takiego systemu ocen tworzymy nasz własny unikalny obraz nas samych.

Popularność to nie wartość

Najprawdopodobniej stwierdzenie to wynika ze zwykłego braku rozumienia istoty kultury i sztuki. Błędem jest upraszczanie jej rozumienia wyłącznie przez wspomniany gust, predyspozycje, preferencje. Gdyby tak było, dziś w kanonie lektur szkolnych mielibyśmy Blankę Lipińską, filmy Vegi byłyby arcydziełami kinematografii, a szkoły muzyczne uczyłyby o Zenku Martyniuku (Michałowo, sic!). O poziomie, wartości dzieła świadczyłaby tylko jego popularność. Kto by się tam martwił jakimś przekazem, myślą, kto by tam zwracał uwagę na kunszt twórców, ich poziom techniczny. Co z tego, że Kazik miał podobno genialne teksty, skoro i tak nie wiadomo było o co chodzi, a przecież ta miłość w tym Zakopanem to taka życiowa. Kto by tam się zastanawiał jakie akordy znał Hendrix, skoro Ona by tak chciała to dopiero ma flow. A jak Zenek śpiewa, to nawet Mercury wymięka. Przecież te miliony nie mogą się mylić, wejdźcie na YouTube i obczajcie te wyświetlenia.
To się właśnie dzieje, kiedy sztuka przestaje być elitarna – po prostu obniża się jej poziom.

Partyjny bełkot to nie informacja

Nawet wielbiciele Zenka i spółki zdają sobie sprawę, że nie jest to sztuka przez duże S. Tyle, że ich to nie obchodzi, oni chcą się po prostu dobrze przy tym bawić, dobrze wiedzą, do czego ta muzyka służy. Problem zaczyna się, gdy ktoś zamierza jednak przypisać jej większe znaczenie, niż ma w rzeczywistości. Propagowanie niskiej kultury samo w sobie jest sprzeczne z misją organizacji publicznych, takich jak TVP. Nie ma w tym żadnego innego celu, niż cel polityczny, wychowywanie sobie nowego elektoratu. Populistyczne hasła o polskości, swojskości, równości to nic innego niż zręczna propaganda. Nie ma znaczenia, że tak wielu ludzi słucha tej muzyki. Prawda jest taka, że większość ludzi nie ma odpowiednio wykształconej wrażliwości muzycznej, estetycznej i nic w tym złego. Rolą mediów jest w tym przypadku szlifowanie tejże wrażliwości, starania o jej rozwój. Nigdy odwrotnie. Równanie w dół to działanie, które skądś już przecież znamy, prawda? Nie dajcie się zwieść retoryce Kurskiego, piłowanie o Sylwestrze przez miesiąc po Sylwestrze, robienie nijakiego filmu o nijakim Zenku, pokazuje dobitnie jakie są jego priorytety.

Miejsce w szeregu

Czasami niestety również słuchacze tej muzyki przypisują jej wartość większą niż sobą reprezentuje. Ba, podobno każdy słucha, lecz się nie przyznaje. Pytanie, czy to świadoma próba manipulacji, dowartościowania, czy też brak potrzeby obcowania ze sztuką, a więc także brak wyrobionego gustu i estetycznej wrażliwości. Jeśli ktoś naprawdę wierzy, że twórczość Millera, Świerzyńskiego i innych tego typu, ma większą wartość niż Beatlesów, Beethovena, Niemena, Możdżera, Janerki, Led Zeppelin, Kaliber 44, Armstronga (oj, długo, długo by wymieniał), ten sam sobie wystawia świadectwo muzycznej ignorancji. Należy to podkreślić bardzo wyraźnie – muzyka disco polo służy wyłącznie do zabawy i to dla niewymagających. Jej miejsce jest na weselach, biesiadach i innych podobnych imprezach, można jej słuchać na koncertach, w internecie, nawet w dedykowanych kanałach telewizyjnych. Ale na Boga, nie róbmy z niej jakiegoś narodowego skarbu, tylko dlatego, że jest tak bardzo polska. Wbrew tanim patryjotom, nie zawsze to co polskie musi być dobre. Naprawdę nie ma tu żadnych powodów do narodowej dumy. Nie uwłaczajmy prawdziwej sztuce, nie profanujmy jej.

Idiokracja

Nie każdy musi być krytykiem kultury, to oczywiste. Każdy może słuchać, czego tylko chce. Trzeba tylko znać miejsce w szeregu. Muzyka jest sztuką, czy się to komuś podoba, czy nie, a więc trzeba do niej podchodzić z szacunkiem. Umiejętność tworzenia i odbierania sztuki jest cechą, która różni nas od zwierząt, świadczy o naszym człowieczeństwie. Powinniśmy się w tej materii rozwijać, tworzyć przestrzeń do nowych form ekspresji i robimy to, tyle że w nieodpowiednim kierunku. Zwrot w stronę kultury masowej jest od wielu lat aż nadto widoczny. To oczywiście wina postępu, większej dostępności, ale powinniśmy starać się jednak utrzymać to w pewnych ramach. Zbyt mocno dążymy do upraszczania, przez co cofamy się zamiast rozwijać. Coraz bardziej realny staje się scenariusz z filmu „Idiokracja”. Lekkiej, prostej komedii. Gdyby tylko Marek Kondrat wiedział do czego przykłada rękę trzydzieści lat temu, pewnie wolałby szare mydło.

RADEKtor Lopez.

Znaleźć Wyjście

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *