Zaprawdę powiadam wam, duchota jakowaś ostatnio i pot spływa. Mawiają wszak alchemicy, iż aura zmian doświadcza od roków mnogich i Celsjusz w oczach rośnie, a powodem owego – człek. Jeno który to ów nicpoń? Niechaj urwipołeć ujawnić się raczy!
Gałgan w pogardzie ma żale nasze i kpi z nas zza węgła, a natenczas za szubrawca przewiny, nam trzeba konsekwencye ponosić. Przeto świat jakowy my znali, w niebyt odchodzi i nic już takowe nie jest, jako onegdaj. Lud wiejski wzburzony, drzewiej dukty i trakty blokowawszy, cieplejsze natenczas uczucia miewa, albowiem hedery odczepia i woźniców na traktach o łaskę prosi. Gladiatorzy nasi siatkowi o zawały nas przyprawiać raczą i udary od bojów swych temperatury. A woda w grodzie pułtuskim gorąca, albowiem Monika Winter-Fason, co na radyowych falach o tajemnicach alkowy prawiła, natenczas tajemnice pułtuskiej kanalizacyi odkrywać będzie. Ileż jeszcze kraina ta, co do zimna przywykła, wytrzymać raczy?
Sam król przeto najjaśniejszej Rzeczypospolitej sprawy wziąć w swe prawice raczył i obwiesia szukać począł, co szkód tyle w krainie Piastów poczynił. I wysłał król poselstwo na północ, do ludu Mazowszan, a posłem jego Mikołaj Podrożała, co na dworze królewskim aury pilnuje.
Wpierw na Pułtusk blady strach padł, gdzie onegdaj miesiąca piątego roku pańskiego bieżącego mer Krzyśko niełaski królewskiej dostąpił. I choć wiec po wtóre król obwieścił dnia trzynastego miesiąca dziesiątego roku pańskiego bieżącego, mer Krzyśko pierwej do boju o łaski odzyskanie stanąwszy, natenczas flagę białą wywiesił.
Lecz minęło poselstwo królewskie gród pułtuski dalej ku północy się udając i trwogę i popłoch siejąc. Na kogo padnie? Na tego bęc!
Mer były grodu mławskiego ku ziemi żuromińskiej uszedł, rządca włości wiejskich ciechanowskich w Babach się schronił, mer ciechanowski z kasztelanem na Trakcie Leśnym się zaszyli, a lud urlopy pobrał.
I tedy przekroczyło poselstwo mury grodu ciechanowskiego. A więc tu hultaj ów się skrywa, co duchoty globalnej prowodyrem! Jeno któż on? Rządca jakowyś, kupiec, cyrulik, li urzędnik? I ruszyło poselstwo traktami grodowymi, a lud miejski spoglądał podejrzliwie ku kresowi podróży owej. I stanęło poselstwo u bram Izby Gajowych.
Gajowy ladaco! Jeno… jakże to tak? Cóż nabroił huncwot?
Ano lasy i bory wycinać chce, coby chleba naszego powszedniego mu nie zbrakło. Lecz pogroził jeno palcem poseł królewski i gajowych izby progi opuścił, w dalszą podróż się udając. Nie gajowy więc winny przewin owych.
I udało się poselstwo ku akademii nauk wyższych. Alma mater! Zakrzyknął lud ciechanowski i za poselstwem podążył, coby obaczyć, kto ancymonem owym.
Był ci on, li nie był, wiedzieć nam nie dano. Ujść jednakowoż zdołał, przeto fizyonomii jego poznać nam nie dane było. Posła królewskiego z tropu to wszak nie zbiło, przeto gdzie pies pogrzebion my poznali, a pogrzebion on na krubińskich mokradłach.
I powrócił poseł na dwór królewski, coby wieści królowi przynieść z dalekiej mazowieckiej krainy, iż bezecnika tudzież nie ujął. Trwoga jednakowoż ziemi ciechanowskiej nie opuści, albowiem jako Arnold sławetny, powróci on jeszcze na ziemie owe. Tenże li inny, lecz powróci, albowiem duchoty globalnej wodzirej pośród nas się ukrywa.
Żniw kres nadszedł. Przetrwali najsilniejsi. Chleb nasz powszedni cenniejszy znów będzie i nie pomoże Podrożała. Lud wiejski modły ku niebu wznosić będzie, albowiem kiedy żniw kres nadchodzi, czas to trwogi i zgrozy, dożynaniem zwany. A jako hiszpańskiej inkwizycji, tako nikt spodziewać się nie może, któż kogóż dożynać będzie. A jako nikt, tako każdy spodziewać się winien.
Wytrzymajcie. Zima idzie.
RADEKtor Lopez.
(TC nr 33/2024 z dn. 13 sierpnia 2024 r.)
pdf