Z końcem roku pańskiego zeszłego kara boska nadeszła dla dwóch posłów Sejmu Wielkiego Rzeczypospolitej – Macieja Bródki z tajemnej grupy spadochroniarzy i Mario z Sochaczewa. Natenczas za przewiny dawne Trybunał Koronny nasłał był na nich roki dwa w lochu, a marszałek izby laską machnąwszy zabrał był im przywilej poselski. Spór tedy powstał przeogromny, pomiędzy marszałka laską a kanclerza Jędrzeja Kobzy łaską, którą spłynął był na nich dwa z trzech części tuzina roków temu. Tedy stronnicy króla poprzedniego Jarko i obecnego króla Donalda jęli okładać się i obrzucać mięsem, a lud Rzeczypospolitej przyglądał się tej chryi i lica miał ze wstydu rumiane.
Ledwie trzy razy słońce wstało po „Sześciu Królach”, a gwardia królewska ruszyła, by ująć i do lochu doprowadzić krnąbrnych waćpanów. Ci jednak uszli w porę i skryli się w zamku kanclerza za prerogatywami jego. Gwardii śmiałości brakło wobec oczu kanclerza, więc gdy ten opuścił jego podwoje, chyłkiem weszła z kulami do nóg w rękach. Wieść gminna niesie, że kanclerz zdołałby wrócić w porę, gdy by nie rydwan tajemniczy z migającymi światłami, który dziwnym zrządzeniem losu stanął mu na drodze.
Myliłby się jednak ten, kto myśli, iż nastąpił kres tej waśni, albowiem co asesor i rejent, to inaczej prawi, a i w Trybunale Koronnym co izba, to głos inny. A i więźniowie ani myśleli głowy pochylić i posypać popiołem – zwać się odtąd poczęli politycznymi i pokarmy przyjmować zaprzestali. Tedy rozdzielono ich, a Mario do Radomia, Maciej zaś w pod-ostrołęckie lochy się udał. Tymczasem lud wzburzony z prawej strony na odezwę króla Jarko odpowiedział i udał się do grodu królewskiego, co by przy trakcie wiejskim okrzyki wznieść pogardy wobec czynów króla Donalda i jego dworu. A ludu tego zliczyć nie sposób – jedni tuzinów tysięcy trzy, drudzy tuzin razy tyle porachowali. Kanclerz zaś łaską znów spłynąć na Mario i Macieja zamierzył, jeno w innym trybie.
Jakoby widząc, że łaski Bożej i błogosławieństwa ludowi trzeba, ruszyli z misją klerycy i plebanowie, dzierżąc w swych dłoniach kropidła i poczęli pukać do drzwi swych owieczek. Co niejeden nie otworzył, albowiem czasy to trudne dla stanu duchownego, ale póki jeszcze resztki się ostały w narodzie wiary, póty i pleban radości nieco w dukatach zazna. Opatrzność jednak czuwać nie chciała nad ludem mazowieckim, mróz zsyłając straszliwy wraz z Kacprem, Melchiorem i Baltazarem, co rydwany i powozy unieruchomił. A kiedy zelżała plaga zimowa, wody podniosły się i rozstąpić nie chciały. Jedna niedziela nie minęła, a Pan Bóg sprawiedliwy znowu palcem pogroził i śniegiem zasypał pola, lasy i trakty, coby robotników drogowych złośliwie nie uprzedzić.
W ziemi ciechanowskiej natenczas ptaszki ćwierkać poczęły, co by w niełaskę miał popaść rządca włości wiejskich Stefko z Pawłowa. Ten, dowiedziawszy się o intrydze, obwieścił na zwojach papirusu, iż rządcą włości pozostaje i pozostać zamierza, a wieści owe oszczerstwem są, co by kłody pod nogi mu rzucić, nim wiec na prowincyi nastanie. W ślad za rządcą rajcy poszli i poparcie swe mu okazali. Czy w legendzie tej ziarno prawdy tkwi, obaczym za dni parę. Natenczas zwoje te machina Gutenberga będzie powielać, co zegar odmierzyć musi przez czas jakowyś. Gdybyś więc treści te widział poniewczasie, wiedz, że skryba natenczas wiedzy takowej jako ty nie posiada.
Jako Stefko z Pawłowa, tako i Mariola z Regimina, rządca włości tamtejszych, obwieścili o zamiarach w ławach swych zasiadania w kolejnej kadencyi, o ile łaska ludu pozwoli. Nie uchylił się i Piotr Skowronek ze włości Opinogóra, powiadając, iż brzemię to dzierżyć by nie odmówił. Odmówiłby za to Zdziśko z Ojrzenia, ale ten zaś nie wie, czy będzie mógł. Machina ruszyła i jako czas mijał, tako mer ciechanowski i rządca włości Sońsk rzekli byli „tak”, a jakoby w ślad za nimi i w kasztelaniach ościennych swe zamiary obwieszczać rządcy poczęli. A jako rzecze król Donald I Odnowiciel, siedem zachodów słońca w miesiącu czwartym roku pańskiego minie i wiec na prowincyi nastanie.
A im wiecu bliżej, tym dukatów więcej spływać będzie. Gwardia ciechanowska jeno trzy rydwany lśniące otrzymała, a jako rzecze namiestnik książęcy Adam z Truzik, straż ogniowa z włości Rydzewo, Ościsłowo, Młock i Gąsocin za dukaty takowe rydwany sobie sprawi.
U dorosłych jako jest każdy widzi, za to dziatki nasze tornistry w kąt rzuciły i na dwie niedziele nauki pobierać przestały. Dla nauki pobierających żaków zaś czas harców nastał, albowiem pora to tańców i swawoli na dni sto, zanim pióra łamać będą majową porą, kiedy kasztany kwitnąć będą. Tak i na ciechanowskiej ziemi kałamarze w kąt rzucili, szaty ozdobne i suknie nadobne odziali i w tany ruszyli, jakoby kłam zadać tej smucie wielkiej, jaka nad Rzeczpospolitą zawisła. I zabrzmiał Polonez, a wraz z Pierwszym Collegium i mer, i kasztelan, i poseł nóżką przytupnęli, coby o troskach codziennych zapomnieć. I tańcowali żacy, aż słońce poranne ujrzeli, albowiem, o zgrozo, humor wisielczy ma opatrzność i czas ten jakże trafnie kar-nawałem się zowie. Kto jeno na te kary boskie zasłużył?
Jako rzecze kronikarz Marcin Urwał z grodu Raciąż, spisujący dzieje wojny Kozaków z Moskalami, nie pierwszyzna to dla Rzeczpospolitej żreć się jeden z drugim, kiedy u bram wróg czuwa. A jaki to koniec takiej waśni wieki temu nastał, winni my pamiętać do roku pańskiego bieżącego.