Karolu, czy ci nie żal?

Zaprawdę powiadam wam, nie wiedzą co czynią ci, co na tronie zasiąść chcą. Potęgi i władzy pragną, rządu dusz sprawowania, podziwu i ludu atencyi. Cnoty owe jednakowoż jeno nielicznym przeznaczone, a pycha przede upadkiem kroczy, przeto prędzej wielbłąd przeze ucho igielne przejdzie, niźli chwały pretendent do tronu dostąpi. A jako dostąpi, tako i odstąpi, albowiem na pstrej kobyle łaska ludu podąża, a im wyżej wleziesz, tako i upadek twój boleścią większą naznaczony będzie. Czyż nie milszy wam przeto spokój święty, niźli trudów pełen los takowy?

A bluźnisz waćpan, zakrzyknie niechybnie jeden z drugiem. Idźże waćpan w kuś, ni władza, ni potęga wszak traktu mego destynacyą, a o owieczki me troska i o Rzeczpospolitej najjaśniejszej los, gdzie bursztynowy świerzop i dzięcielina pała i podnoszą z ziemi kruszynę chleba, albowiem nie rzucim ziemi, skąd nasz ród. Na stos przeto kładę mój rzyci los, albowiem miałem sen.

I cóż tedy rzec mi na takie dictum? Wszak mężowie ci zacni nie słowem jeno, a czynem intencye owe okazywać raczą. Mer stołeczny Czajkowski z tronu swego grodowego wszak zstępuje, coby z ludem prostem obcować, przeto nim kur zapieje, wsiada ci on w dyliżans grodowy, coby z ludem wespół, co ku pańszczyzny odrabiania izbom się udaje, we chleba naszego powszedniego manufakturze cel podróży swej osiągnąć. Pretendent obywatelski nienowogrodzki Karol NawRocky ducha i ciała krzepkość z wrażliwością wespół hołubi, to pięści swych potęgę wysławiawszy, to na chlebie naszym powszednim pocałunki czule składawszy, a i Rzeczpospolitej wdzięczność zaskarbił sobie po wieki, Przemko Białka z boju owego wyeliminowawszy. Szymko imię swe zacne na szali kładzie i po trzykroć nauk pobierania kontynuacyi się wyparłszy, dojrzałości egzaminu chwałę głosi. Niemcen szlachetnie kryptodukatami lud ozłocić pragnie, a Markowiak Kubuś… zapewne i on coś czyni.

Zaiste, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, cobyśmy szlachetne owe męczeństwo dostrzegli, albowiem zbawienia naszego ode złego oni pragną, cobyśmy wyszli z ziemi egipskiej, domu niewoli. Zaprawdę.

Czyż jednakowoż z dobrodziejstwem inwentarza gotowi oni schedę ową przejąć? Czyż nie odejdą w niepamięć intencye szlachetne w braku ludu łaski obliczu? Czyż sił im starczy, coby za zbawienie ludu głowę swą położyć, któren zbawienia ich nie pragnie i oblicze jemu ich niemiłe? Tron wszak jeno takich wzywać winien, którym dobrem najwyższem ogółu dobro. Któż brzemię to wznieść potrafi i świadomie ofiarę swą ponieść raczy? Któż miana takowego godzien?

Baczcie przeto uważnie, albowiem opatrzność przykłady daje. Król Dönek wszak Germanem obwołan i sarmackości mu jeden z drugiem odmawia. Król były Jarko dyktatorem szalonem się jawił. Kanclerz Kobza kałamarzem zwany był, a Czechosłowacki komes dziatkiem drewnianem. A cóż król jankeski rzec może, kozacki król, li car ruski? Ileż słów gorzkich, heytu i nienawistney mowy we ludowych zgromadzeniach na internetowem papirusie pode Marka i Elona znakiem? Ileż ode czci i wiary odsądzenia, ileż pomówień, kalumniy, insynuacyi, denuncyacyi, zniesławień, potwarzy, afrontów i zniewag? Któż tyleż razów przyjąć raczy?

Czyż tedy Rafałowi razów mało? Masochista ci on? Wszak i mer miłosierdzia jeno nie uświadcza, cóż przeto o kanclerzu rzec.

Czemuż urząd swój szlachetny Pamięci Dziejów Sarmackich Izby rządcy opuścić Karol pragnie? Coby królowej swej korale nabyć, jako mucha ku lepowi podąża?

Czyż nie lepiej było Szymko w telewizyi się ostać? Po cóż Niemcenowi prawd jego bolesna weryfikacya? Po cóż Kubusiowi miodu jego pitnego reklama podła?

Zaprawdę powiadam wam, nie wiedzą, co czynią.

Szkoda chłopów. Aprobaty jeno pragną.

Pomachajmy im.

Podarujmy im uśmiech.

Nic to dla nas, a dla nich tak wiele.

 

RADEKtor Lopez.
(TC nr 49/2024 z dn. 3 grudnia 2024 r.)
pdf