Zaprawdę powiadam wam, niestała jest natura tegoż świata, albowiem zapier… eee… pędzi wprzód czas i pędzą wprzód lata. A nam nadążyć niełatwo. I gdyby alchemicy czasu machinę stworzyli, i cofnęli by się zegary nasze i ujrzeć by my mogli ziemię ciechanowską roków temu pół kopy, nie poznali by my ziemi naszej.
A było to tedy, kiedy słusznie miniony czas słusznie minął, a w najjaśniejszej Rzeczpospolitej progi demokracya i capitalism zawitały, acz młode i niedojrzałe jako my tedy. Czas to był w dukaty mało zasobny, a nad królestwem duch reform się unosił, co lica miał profesora Leszko.
My, jako dziatki wszak, ni Leszko, ni trwogi sakwy chudej nie znali, jako rodziciele nasi, ni Jędrka pamięci świętej, co mu Leszko niemiły, przeto nie wiedzieli my, że tenże odejść musi i trosk my nie doznawali, a dni nasze zabawą naznaczone były. W piłkę kopaną my tedy grali od świtu do zmierzchu, w gumę niewiasty, i w ognie dwa i jedni i drudzy. Rydwanów obrazki z gumowej strawy my zbierali, a rydwanami naszymi bicykle tedy były. Machinę, Pegazusem zwaną my mieli, nim moda ku temu nastała. Z drzew my spadali na szaber poszedłszy, a każden jeden sztuki walki znał jako Bruce Lee, a mocarny był jako He-Man. Dóbr ci była u nas posucha, ale siniaków wszelakich ci był u nas dostatek. Zaiste, Panie nasz, czemuś nam to odebrał? Komuż to szkodę czyniło (prócz tych wiśni i śliwek hodowców)?
Lud wiejski wzburzony tedy nie był, choć ubogi niepomiernie. Morgi swe nieliczne uprawiał, o europejskich dukatach nie myślał i zielonego się nie bał. Pańszczyznę odrabiał raźnie, ku ojczyzny i ojcowizny chwale, machin potężnych nie mając wszakże, a sierp, Ursus i wóz drabiniasty, a obornika zapach szlachetny nozdrza nasze wypełniał wiosenną porą. Grzywny dziadom naszym płacić nie kazano, kiedym na siana furę wsiedli, pasów nie mając, i wobec laktozy trwogi my nie czuli, z krowich wymion mleko spożywawszy, ni wobec bakteryi wszelakich.
Na grodzie ciechanowskim książę tedy zasiadał, a Janko Piotra Pierwszego plac puszcza prastara porastała. Rydwany, dyliżanse, dorożki, karoce i powozy warszawskiemu traktowi miłe były tedy, a rydwanem ci tedy najmilszym dorożki rozmiaru nikczemnego znakiem dwie kopy i pół tuzina oznaczone. Kupcy dukaty swe na targowiskach mnożyli, szatami ozdobnymi niepodrobionemi, kartridżami do machin grających oryginalnemi i tytoniem do fajek nabijania z krain dalekich wschodnich handlowawszy. Gród cały chatkami zielonemi upstrzony był niczym bór grzybami, a kyoskami się one zwały, a w kyoskach owych i papirus, i tytoń, i co dusza zapragnie. A lud tedy czytał jeszcze. A pośród grzybów ogórków pełno, co się autosanami zowią, a wszystkie ku jednemu miejscu ciągnęły, jako trakty wszystkie ku Rzymowi, a ziemią tą obiecaną trakt Heńko Mickiewicza, gdzie onegdaj przystań była, przez lud pekaesem zwana. Przystań owa ludu ilości nieprzeliczone gościła, a lud ów ze stron księstwa wszelakich przybywał, coby pańszczyznę odrabiać i nauki pobierać. Li pamięta kto jeszcze, iż drzewiej tamże karczma stała, co spragnionych i głodnych podróżników w swych progach witała? Natenczas jeno chatka z szybkim jadłem sławetnym naprzeciw się ostała, a i z pączkami izba, gdziem ptysie ze smakiem onegdaj zajadał. Żacy tedy w karczmie przy Wyzwolenia trakcie przed belframi się skrywali, a miód pitny w grodzie ciechanowskim warzony zaprawdę ustom był miły.
Mawiają, iż drzewiej to bywało, natenczas zaś nie bywa. Zali wżdy zaprawdę bywało tedy, li po temu bywało, iż czas to młodości naszej? Li zawodna pamięć nasza i jeno dobre pamiętać raczy?
Natenczas sakwy ci u nas zasobne, przeto dziatkom naszym dostatek, jako nam nie dane było. Gród ciechanowski zaiste krasne ma lica, betonem lśniwszy w słońcu, a i wiejskie włości nadobne wszak nie są i strzechami straszyć nie raczą. Czegóż nam brak przeto i nostalgya ogarnia? Ku bidzie tęsknota nasza?
A może natenczas u nas bida, jeno ducha i po temu nam tęskno? Jeno jak nam ducha ubogacić, coby bidę pognać? Puszczę na rynku zasadzić, kyoski postawić, wóz drabiniasty nabyć i w piłkę kopaną zagrać?
Ech, miodu pitnego kres w kuflu mym. Ku machinie chłodzącej udać mi się trzeba…
RADEKtor Lopez.
(TC nr 31/2024 z dn. 30 lipca 2024 r.)
pdf