Nie będzie niczego

Mawiają, iż wszystko przemija, iż by najdłuższa to żmija. A kiedy przemija, tedy emocye jakoweś niedobre człeka nachodzą. Nostalgya to, li chandra, smuta to, li złość – jako zwał, tako zwał, jeden wszak to pies i nerw jakowyś jeno.

Wpierw gladiatorów zmagań na frankijskiej ziemi kres nastał, a kiedy gladiatorów zmagań na frankijskiej ziemi kres nastał, namiestnik królewski od gladiatorów zmagań we wzburzenie popadł, albowiem kruszcu szlachetnego gladiatorzy dostarczyć raczyli jako kot napłakał. Przeto gladiatorów panom dukaty natenczas rachować nakazał i na zwojach papirusu rachuby umieścić, a rachuby owe raportami się zowią. Zali wżdy moc sprawczą ku dobremu raporty owe mieć będą? Wiary ku temu nie daję. Szafot jeno ustawią i kata zawezwą, jako zawsze. A nerw to jeno namiestnika, iż gladiatorów zmagań kres nastał.

Na włościach wiejskich natenczas żniw kres nastał. Schował przeto lud wiejski sierpy swe i kombajny w stodole, i pustka ogromna morgi wszelakie ogarnęła. I tedy czasu jeno kwestya, kiedy lud wiejski wzburzony na powrót będzie i na dukty i trakty machinami swymi wkroczy. Chleba naszego powszedniego dał nam dzisiaj i odpuścił nam nasze winy, jako i my odpuszczamy. Jeno modły jeszcze ku niebu wzniesie w podzięce za plony posuszowe. U kresu już miłosierdzia czas.

Uczcili wespół kasztelani, merowie i rządcy pamięć rycerzy i wojów naszych. Maryja wniebowstąpiła. Ranki i noce chłodne, jako Anka rzekła. Helios rydwanem swym za horyzontem wcześniej znika, a Twardowski dłużej okiem ku nam łypie. Miast truskawki, jabłko by człek zeżarł. Drzewa ku odzienia swego zrzucania z mała się sposobią. Pyrom ziemia już ciasna. Grona winne do butelki by chciały. Obrazy na kliszy utrwalone w zimnej wodzie mórz północnych bytowania, łzy słone wyciskają. Dziatki nasze kajety i kałamarze na powrót w tornistry wpychają, skarby niechciane w kuferku na strawę odkrywawszy. Wakacyi kres latoś nadchodzi. A jako wakacyi kres, tako jesieni początek. A jako jesieni początek, tako i zimy niechybnie. Ostatnie to już lata podrygi. Jeszcze cisza to i spokój. Siekiera wisi w powietrzu.

Mawiają, iż coby zima była, wpierw lato być musi, a coby lato na powrót przyszło, zimy uświadczyć trzeba. I jeno tedy raduje się serce człeka i docenić się lato umie, kiedy trudy zimy przetrwać się uda. Albowiem czyż radzi byli byśmy słońca promieniami, gdybyż chmury nigdy zakryć ich nie raczyły? Czyż cieszy jednakowo morski horyzont oko człeka z mazowieckiego księstwa raz w roku pańskim, jako tubylca z krain pomorskich dnia codziennego? I czyż rad byłby człek życiem swym, gdyby śmierci kosy nigdy nie ujrzał? Wszystko niegdyś kres swój mieć musi, coby nam miłe było i cenne.

Cóż jednak i z refleksyi owej, kiedy… no przeminie? Kres wakacyi nadejdzie, lata kres, kres młodości nadejdzie, a i życia kres niechybnie. Cóż to dni kopa, cóż to roków tuzin, cóż wiek nawet? Jako z bicza strzelił. Amba fatima, było i ni ma. A jako Jacko mawiał, ni ma i nie będzie. Ni dukatów, ni człeka, ni pamięci nawet za roków wiele, kiedy znicz ostatni na mogile zapłonie. A truchło nasze jeno ziemię użyźni i robactwo nakarmi. Może alchemik jaki, li dziejów badacz, ekshumacyi dokona i DNA pobierze, może jako mumię przodkowie nas podziwiać będą, li skamielinę jakowąś, a może ni prochu garstka nie ostanie. Był człek, ni ma człeka. Ciemność. Niebyt. Dupa.

Na nic swary wasze, wojenki i waśnie. Na nic pijary, pozy i układy. Na nic wam władza i dukaty. Nie będzie chwały wiecznej, gawiedzi podziwu i sławy. Nie będzie bogactw, dóbr i potęgi. Nie będzie rządu dusz sprawowania. Nie będzie prawej, ni lewej strony, królów, książąt, cesarzy, nie będzie Rzeczpospolitej. Nie będzie zbawienia. Nie będzie niczego.

Kres to wakacyi.

Smuteczek.

 

RADEKtor Lopez.
(TC nr 34/2024 z dn. 20.08.2024 r.)
pdf