I spłynął był łaską kanclerz Jędrzej Kobza, choć w innym trybie, na Macieja Bródkę i Mario z Sochaczewa i opuścili oni lochy swoje, a rydwan z ludem ciechanowskim pod loch przybył, coby ludowi Rzeczpospolitej oznajmić wszem i wobec dla Macieja Bródki poparcie. I podniosło się larum w ziemi ciechanowskiej, czy wszakże wypada się chełpić i jedni wstydem nazwali, a drudzy chwałą. Za to w chwale, w oczach króla byłego, lochy obaj opuścili i wiara im przyświecała niezłomna, że powrócą w ławy poselskie przy trakcie na wiejskiej. Wpierw jednak sił nabrać im było trzeba, albowiem jako pokarmów przyjmować zaniechali, tako i osłabli niezmiernie, aż Jarko zasępił się okrutnie i wykrzyknął, coby tortur jakowyś mieli doświadczyć w lochach swych. Mario zaś, choć słabowity jeszcze i Kozakiewicza gestu poskąpił, wykrztusić zdołał złowieszczo, że z królem Donaldem i dworem jego obaczyć się zamierza, nim kur zapieje.
Nic to jednak wobec wiatru złowieszczego, co ze wschodu zawiał. Tam bowiem, u bram Rzeczpospolitej, wojna trwa Kozaków z Moskalami, a niosą posłańcy wieści niemiłe, coby Kozacy słabli, a Moskale w siłę rośli. Groza to dla Rzeczpospolitej, wszak Moskale to wróg zamierzchły, a car ich nieobliczalny. Mawiają hetmani za granicami, co może roków parę nam ostało, a pokój błogosławiony w niepamięć odejdzie. Strach to jeno, li prawda, wiedzieć nam nie dano. Natenczas miast za Kozakami stać, wojować nam przyszło o dobra wszelakie, co zalały ziemie nasze ze wschodu, szkody czyniąc ludowi wiejskiemu, co pańszczyznę w trudzie i znoju odrabia. Weszli tedy rolnicy na swe rydwany i machiny i ruszyli traktami w liczbie, której porachować nie sposób, coby racje swe królowi ukazać, jako i w całej Rzeczpospolitej, tako i na ziemi ciechanowskiej. We włościach Płońsk i Pułtusk, a do grodu ciechanowskiego od strony Gołymina, Opinogóry i Gruduska przybyli, a gwardia ich królewska osłaniała, coby na traktach i dla innych powozów miejsce się znalazło.
Trakty królewskie, książęce i kasztelańskie, przeważnie równe i proste i dla powozów wszelakich miłe, jednakowoż zakała się jeno ostała w kasztelanii ciechanowskiej. Lud ze wsi Gutków, z włości Sońsk, jako rzecze, od roków dwóch tuzinów napomina, iż trakt ich do czasów naszych nie przystaje, ale w kasztelanii dukatów na reperację brak. Przeto trakt ten traktem wstydu natenczas się zowie, co na zwoju banerem zwanym przechodzień każden obaczy.
Lud ze wsi Ujazdówek o trakt nie wojuje, a jeno o śniegu usuwanie, jako plaga zimowa najdzie, jeno lud ten Stefko z Pawłowa, rządca włości wiejskich w ziemi ciechanowskiej, sobie upodobał i zarządził, coby miejsce takie tam ludowi sprawić, gdzie i odetchnąć i pogadać, i czas zająć mogli, po pańszczyzny swej odrobieniu.
A czas to był, że na ziemi ciechanowskiej raz plagi zimowe, raz roztopy, a raz wiatry nadeszły, a że zima chwiejna nadzwyczaj, to i wieść niesie, jakoby żurawie widziano, a i bazie niewczas się pokazały. Alchemicy powiadają wszakże od lat wielu, jakoby czas trudny dla całej kuli ziemskiej nadchodził, co „globalnym ociepleniem” się zowie i tedy znaki na niebie i ziemi zwiastować będą plagi najrozmaitsze, jako i Apokalipsa w zwojach swych wieszczy.
Li nadzieja nam ostała jakowaś dla ludu Bożego? Ano może zdoła jeszcze lud uprosić Pana, coby oszczędził go roków jeszcze parę, albowiem dobroć w nim tli się jeszcze. Z końcem miesiąca pierwszego roku pańskiego bieżącego nastał wszak zwyczaj tak stary, jako i Rzeczpospolita. Oto bowiem kuglarz słynny Jurko Jęczmienny Wielkie Trubadurów Granie ku Pomocy ogłosił i datki na dziatki począł zbierać. I jako Rzeczpospolita szeroka, lud nabożny do sakiew swych sięgnął i w dobroci swej dukaty oddał. Co niektóry na dobra takowe pomienił, co jeno raz na rok pański się darzy, a i igrzysk dla ludu nie zabrakło i radości wszelakiej w czasach tych wszakże trudnych.
Jako i ostatnia niedziela miesiąca pierwszego nastała, dziatki nasze kajety i kałamarze w tornistry schowali, coby na powrót mury collegiów swych powitać i nauki pobierać. A jako rzekł był hetman wielki koronny, „takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie”, dlatego w dziatkach naszych nadzieję winni my pokładać, coby pomyślność dla ludu zapewnili.
Wszak czasu im natenczas nie zbraknie, albowiem w mrokach dziejów zaginą prace domowe.