I nastał był chaos w kasztelanii ciechanowskiej, albowiem asesorzy dekret wydali dnia dwudziestego miesiąca piątego roku pańskiego bieżącego, a w nim myśl takową zawarli, coby zarządcę drzewiej Traktów Kasztelańskich Wojtko Borówkowego na powrót zarządcą uczynić. Jako bowiem uradzono w kasztelanii roku pańskiego zeszłego, zarządca ów zarządcą być nie winien, albowiem przewin jakowyś on winien, przeto winien był odejść. „A nie godzi się to!”, zakrzyknął tenże i do asesorów ciechanowskich się udał, acz bez dwóch granatów w świątecznym ubraniu, coby skargę sporządzić. „A juści”, przytaknęli asesorzy miesiąca dwunastego roku pańskiego zeszłego i powrót jego nakazali. „A jakże to?”, obruszyli się w kasztelanii i ramiona swe ze zgryzotą ku niemu otwarli. I tu, rzec by można, pies pogrzebion, albowiem w tym cały ambaras, coby dwoje chciało naraz, przeto strony obie współpracą nie radzi. Asesorzy jednakowoż stronę zarządcy obrali i na powrót uradzili coby zarządcę zarządcą w kasztelanii uczynili.
Uczynią, li nie uczynią? Oto jest pytanie. Wszak Traktami Kasztelańskimi Robko z Szepietowa zarządza, a zarządców dwóch być się nie godzi. Decyzya przeto przed kasztelanem najwyższej próby, a nam jeno czekać pozostaje i palce obgryzać. Wieszczymy jeno, iż pracy dla asesorów nie zbraknie.
Kasztelan to, rządca, mer, li rajca, każdy z nich w kwestyach rozmaitech osądzać winien. A kwestye owe nie z zarządcami tylko, a z ludem nierzadko w konfrontacyi. Tako i mer ciechanowski gniewu ludu z włości Krubin uświadcza, albowiem lud ów domostw ogromnych, co izb wiele posiadać będą, we włościach swych nie potrzebuje, jako mer. I tedy komisya się zebrała dnia dwudziestego czwartego miesiąca piątego roku pańskiego bieżącego, coby ludu wysłuchać i wniosek rozpatrzyć, iż by miejsce owe, gdzie domostwa budować planują, użytkiem przyrodniczym uczynić, a co za tem idzie, przed betonem uchronić. I odmówili rajcy z komisyi ludowi wzburzonemu. Zaprawdę więc powiadam wam, gniew ludu będzie wielki.
W kasztelanii ciechanowskiej chaos, a w grodzie stołecznym trwoga pośród bogobojnych, albowiem mer Czajkowski bezbożnie na krzyż okiem łypie i widzieć go nie raczy w urzędach. Mawia ci on, iż świeckie to izby, przeto krzyż w nich być nie winien. Winien herezji on, li nie winien, nam sądzić nie wypada, asesorom jeno i Panu Bogu. Nam jeno odsądzić wolno od czci i wiary.
I tako novum i status quo w wiecznej konfrontacyi trwa, czego znakiem w księstwie mazowieckim zmagania, albowiem rajcy uradzić nie mogą, kto namiestnikiem i czy nadal Adam to z Truzik. Demokracya wszak prawami swoimi się rządzi i spieszyć się z osądami nie raczy.
I tako mija miesiąc piąty roku pańskiego bieżącego, kiedy łąki umajone i góry, doliny zielone, matury, komunije, susze, pożary, gorąc, burze i komarów dostatek. Piękny to czas, kiedy jeszcze kiełbasy zapach pamięć przywołuje z Dnia Pańszczyzny, a już kolejną spożywać możem, przedtem jednakowoż Ciało Boże spożywszy. I nadchodzi miesiąc szósty, dziatków naszych czas wytęskniony, kiedy kałamarze i tornistry w kąt rzucą, coby błogiej zabawie się oddać machinami swymi telefonicznymi. A dnia pierwszego miesiąca szóstego roku pańskiego bieżącego o prezenty się dziatki nasze upomną, albowiem Dzień to Dziatka. Przeto sakwą nam potrząsnąć trzeba, jako i oni w Matki Dniu potrząsnęli (sakwami naszymi) i gry jakoweś do machin owych zakupić, coby ku grzeczności przekupić. Wszak to dziatki nasze radością naszą, nadzieją i wiarą w lepsze czasy i wszak to dziatki nasze z nas przykład biorą.
I wszak to dziatki nasze niegdyś nas osądzą. A jako czasy nasze widzę, sąd to będzie dla nas ostateczny.
RADEKtor Lopez.
(TC nr 22/2024 z dn. 28 maja 2024 r.)
pdf