Zwykłość i pospolitość

I nadszedł kres pory letniej, a jako wakacyi kres nadszedł, tako syesty i spoczynku kres nastał, i miłosierdzia ludzkiego. I na powrót pospolitość i zwykłość nastała w najjaśniejszej Rzeczypospolitej i na ziemi ciechanowskiej roku pańskiego bieżącego, a jako na powrót pospolitość i zwykłość nastała, tako i swary i waśnie.

Mawiał onegdaj bard sławetny, iż po temu agresya w ludzie polskim narasta, albowiem w krainie tej słońca niewiele przez nieomal miesięcy siedem. I jako słowa te na wiatr rzucone być nie raczyły, tako oczom naszym dowód owych ukazał się, kiedy padać poczęło.

Mer stołeczny Czajkowski razy przyjąć raczył, albowiem parasola mu zbrakło i grodu warszawskiego przed deszczem ustrzec nie zdołał. Dyplomacya królewska razy przyjąć raczy, albowiem źle raczy przyjąć hinduskiego króla. Koalicya królewska na włosku wisieć poczęła, przeto dwór królewski w posadach się trzęsie. Król dymisye obwieszcza. Stronnictwo króla byłego Jarko u rewolucyi progu. Niemcenowi kanclerza posada miła, kanclerzowi zmagań gladiatorów zarządcy, a królowi zmagania gladiatorów na ziemi naszej za roków wiele. U ludu wiejskiego na powrót wzburzenie wzbiera. Lud, któremu czapki srebrzyste miłe, pomstować począł, albowiem cyrulicy maski mu na lica nakładać każą i o małpiej zarazie prawią. Bardowie w grodzie sopockim falsetem zaciągają, a gladiatorzy z grodu białostockiego i krakowskiego srogie baty od niderlandzkich i walońskich gladiatorów dostają.

Kozacy niespodzianie Moskali pod Kurskiem batożą. Króla Jankesów byłego w opiniji pospolitej badaniach niewiasta bije. Persowie na Hebrajczyków groźnie okiem łypią. Czyż i tamże słońca zbrakło?

Na ziemi makowskiej jadło i strawę narkotyczną gotują na morgach mera byłego grodu pułtuskiego. Na ziemi żuromińskiej podpalacz jakowyś grozę i strach sieje. W ciechanowskim, płońskim i mławskim grodzie towarzystwa pożyczkowe na cztery spusty zamykają. Na niewiasty z płońskiej, mławskiej, żuromińskiej i makowskiej ziemi blady strach padł, albowiem izb akuszerskich los ci u nich niepewny. Trakty ciechanowskiego grodu bicykliści zajęli, na dodatek wody niedostatek i grzybów ci u nas posucha.

Zwykłość i pospolitość.

Jeno Adam z Truzik jako zwykle dukaty rozdaje.

Takoż to ledwie na dni parę słońca zbrakło, a w najjaśniejszej Rzeczypospolitej chaos nastał i ciemność. Cóż tedy począć, kiedy słońca na dłużej zbraknie? Kiedy niedziel wiele, li miesięcy, na słońce czekać przyjdzie? Jakąż strawę narkotyczną na czas ten nam szykują? Myśleć strach. Przeto – jakoby na przekór – nadzieję w duchocie globalnej pokładać nam trzeba, iż jesienna pora słoty prędko nie przyniesie, albowiem mężów poczynania natenczas oglądawszy, kiedy słońce jeszcze na nieboskłonie wysoko, trwogę i zgrozę wzbudzają, kiedy myśli nasze ku zimowej porze wybiegają.

Zali wżdy zwykłość to i pospolitość? Zawsze tak bywało? Li jeno letnia pora umysły nasze zwiodła, przeto nienormalne normalnym my nazwali, a jako zwykle bywało, w niepamięci zaginęło?

Jakoż my zimę zeszłą przetrwali? Jakoż zim tyle, ile roków nam żyć przyszło na tym łez padole? Ileż wzgardy my widzieli, ileż zawiści, plugawości, grubiaństwa? Ileż nieczystości, ileż ducha ubóstwa? Ignorancyi, prostactwa, niełaski, pychy, impertynencyi. Arogancyi, odrazy, kołtuństwa. Czyż przesiąkli my tem na wskroś?

Słońce za chmurę się skryło. Kres to papirusu tego sporządzania, albowiem nerwy mnie jakoweś biorą.

 

RADEKtor Lopez.
(TC nr 35/2024 z dn. 27.08.2024 r.)
pdf