Droga krzyżowa

Wolność czy bezpieczeństwo?

Wielki Piątek, czyli dzień męki Jezusa i jednocześnie dziesiąta rocznica katastrofy smoleńskiej, a wszystko to w smutnych czasach światowej pandemii. Dla Polaków, zakorzenionych mocno w swej narodowej martyrologii, jest to dzień idealny do zadumy nad losem. Dla nas, wiecznych cierpiętników, a zarazem głośnych piewców idei wolności, to czas zmierzenia się z odwiecznym konfliktem. Wolność, czy bezpieczeństwo? Choć większość z nas zdaje się rozumieć obecną potrzebę izolacji, to jednak raz po raz daje o sobie znać krew dawnych powstańców, czy partyzantów. Jeśli uznać, że to nasza Droga Krzyżowa, zastanówmy się, czy powinniśmy iść nią dalej, czy z niej zboczyć i czego nas ma to wszystko nauczyć. 

Od Franklina do de Tocqueville’a

Wiele już powiedziano o idei wolności. Od Franklina, który uznał, że jeśli dla tymczasowego bezpieczeństwa zrezygnujemy z podstawowych wolności, nie będziemy mieli ani jednego, ani drugiego, aż po zdawałoby się przeciwstawną myśl de Tocqueville’a: Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. I jedno i drugie możemy uznać za uniwersalne. Wbrew pozorom, nie ma tu żadnego konfliktu. Dla pierwszego cytatu kluczowe jest wyrażenie podstawowe wolności. Nie musimy przecież rezygnować z takich praw jak wolność słowa, nie jesteśmy poddani represjom i szykanom ze strony państwa, a dom to przecież nie więzienie. Nie zostaliśmy zupełnie pozbawieni możliwości przemieszczania się, a jedynie spotykania w większym gronie. Możemy się oczywiście spierać co do tego, co jest podstawową wolnością, a co nie, ale wszyscy możemy zgodzić się co do istoty tych obostrzeń, czy też raczej ograniczeń. Nie chodzi przecież o to, by nas ubezwłasnowolnić, zdusić nasze poczucie wolności, nakazać czy zakazać dla pokazania siły władzy. Cel wszyscy znamy, a wiadomo, że leży on w interesie społecznym.

Prawo do bezpieczeństwa

Warto też wiedzieć, że wolnością może być czyjeś prawo do bezpieczeństwa. W takim rozumieniu ktoś, kto jednak chce pozostać wolnym w swoim mniemaniu i rezygnuje ze swojego bezpieczeństwa, oczywiście ma do tego prawo, w granicach, w których nie zagraża wolności (prawu do bezpieczeństwa) innych. Łamanie tych zasad jest po prostu przestępstwem, jak każde inne zagrażanie zdrowiu i życiu. Dokładnie na takiej zasadzie karze się pijanych kierowców. Po prostu, nie można robić wszystkiego, co nam się podoba, inaczej mamy do czynienia z anarchią. Nie istnieje czysta, prawdziwa wolność, to pojęcie jest abstrakcją. Codziennie, nawet w normalnych warunkach godzimy się na różne ograniczenia naszej wolności, takie jak choćby pójście do pracy. To zawsze jest pewien kompromis. Tym razem suwak ten przesunął się bardziej w jedną stronę, ale nigdy nie dojdzie on do końca po żadnej ze stron. To, co dla niektórych jest świętym prawem, dla innych może być tylko wygodą.

Siekiera czy skalpel?

Osobna kwestia, to nieuchronny kryzys gospodarczy. Innymi słowy wybór między wolnością a bezpieczeństwem, to wybór między bezpieczeństwem, a gospodarką. Większość państw wybrała niemal całkowitą izolację, a tylko nieliczne zdecydowały się na bardziej chirurgiczne cięcia. Redaktor Łukasz Warzecha, którego zresztą cenię, mocno krytykuje działania naszego rządu, stawiając za wzór model szwedzki. Póki co casus Szwedów można uważać za pewien ewenement, choć z drugiej strony mają więcej przypadków niż my, przy znacznie mniejszej liczbie ludności i większej samodyscyplinie społecznej. Trudno tu chyba wyciągać daleko idące wnioski, zresztą przypadek brytyjski mówi coś zupełnie przeciwnego. Każde państwo ma swoją specyfikę i choć założenia bardziej ukierunkowanej izolacji są jak najbardziej słuszne, to jak dotąd nie ma kompleksowego planu na takie działania. Po prostu nie wiemy jak to dobrze zrobić, stąd działania, które są wyborem pomiędzy złem a mniejszym złem. Być może brakuje nam wybitnych jednostek, politycznych wizjonerów, którzy pokazaliby idealną drogę.

Nieudolność władzy nie jest wymówką

Trzeba oczywiście głośno mówić o wszelkich prawnych głupotach, które powstają teraz seriami. Kto bowiem rozumie istotę dwumetrowego odstępu pomiędzy małżonkami na spacerze? Czy na pewno zamykanie lasów ma sens? Druga sprawa to podstawy prawne takich rozporządzeń bez wprowadzania stanu nadzwyczajnego. Odnoszę jednak wrażenie, że niektórzy zaczynają traktować taką nieudolność rządu jako wymówkę, usprawiedliwienie dla niestosowania się do zaleceń. Cóż, to błąd. Trzeba pamiętać o istocie tych wszystkich ograniczeń i wspomnianym już interesie społecznym. Nie należy też zakładać złej woli sprawdzających nas policjantów. Dużo mówi się o kontrowersyjnych przypadkach karania mandatami, ale bez zagłębiania się w szczegóły. Tymczasem zazwyczaj jest tak, że delikwenci rzeczywiście na karę zasługują, ale łatwiej jest obrzucić błotem policję.

Kwestia rozsądku

Tu dochodzimy do pewnej konkluzji. Otóż podstawowym błędem tych wszystkich zakazów i ograniczeń nie jest ich nieprecyzyjność i absurdalność. To jest przyczyna, która wynika z błędnego założenia, czyli zaufania w ludzki zdrowy rozsądek. I tu trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć – to nie działa. Można zaklinać rzeczywistość, politycznie poprawnie zaprzeczać, owijać w bawełnę jak tylko się da, ale i tak nikt nie jest w stanie zanegować starej jak świat prawdy, że pewnej części ludzi po prostu tego rozsądku brakuje. Nie tylko z braku podstawowej wiedzy, albo ignorancji, ale też z wrodzonego, typowego dla naszej nacji cwaniactwa. Pewna część ludzi zawsze wie lepiej niż najlepsi nawet specjaliści. Stąd przechadzki po sklepach kilka razy dziennie za byle czym, brak stosowania podstawowych środków ochrony, bardzo beztroskie podejście do tematu możliwości zarażenia. Niczym Łukaszenka, który nie widzi, by coś latało w powietrzu.

Kwestia egoizmu

Trzeba jeszcze podkreślić pewną rzecz. Otóż ci wszyscy luzacy powinni się mocno zastanowić, czy aby owo zasłanianie się bliżej nieokreśloną niezbywalną wolnością nie jest przypadkiem oparte na zwykłym egoizmie. Może po prostu nie kierują nimi żadne górnolotne wartości, a raczej brak empatii i własna wygoda. Być może ich proste potrzeby wydają się ważniejsze niż szacunek do ludzi z pierwszej linii frontu, do lekarzy, pielęgniarek, pracowników służby zdrowia. Ludzi, którzy codziennie narażają swoje życie, by ratować między innymi takich malkontentów. Od niektórych trudno jest wymagać zrozumienia, czy pomocy, ale wszyscy powinniśmy wymagać, by przynajmniej nie przeszkadzali.

Kwestia wiary

No dobra, ktoś powie. Może to nawet ma jakiś sens, ale co, jeśli ja po prostu nadal nie rozumiem o jakie, do cholery, bezpieczeństwo tu chodzi? Nie lubię tego rządu, ani żadnego innego i nie lubię, kiedy mi się cokolwiek nakazuje, a ty mi tu mówisz kolego, że coś muszę, żebyśmy byli bezpieczni. A ja nadal mam wątpliwości, czy to aby wszystko nie jest jakiś pic na wodę i czy ktoś nie ma w tym wszystkim jakiegoś interesu i cała ta pandemia to ściema.
No cóż, jeśli ktoś nie ufa nikomu, to zwyczajnie ma problem sam ze sobą i nic tu po żadnych tłumaczeniach. Natomiast każdy normalnie myślący człowiek wie, że w każdej dziedzinie istnieją jacyś eksperci. W tym przypadku są to naukowcy/lekarze. To na podstawie ich głosów są podejmowane decyzje o społecznej izolacji.

Kwestia nauki

Sceptyk oczywiście powie, że nauka wielokrotnie się myliła. Owszem, nikt temu nie zaprzecza. Lecz nieporównywalnie więcej ma ona zasług, co wynika z samej istoty nauki, która polega na dążeniu do poznania prawdy. Na podstawie zdobytej wiedzy i badań w oparciu o tą wiedzę. Najlepszym zaś dowodem na wiarygodność nauki jest to, że wszystkie jej zdobycze… po prostu działają. Czy można prościej? Nawet jeśli nie zawsze super, to i tak… still better than rest. Wszystko w myśl prostej zasady – jest znacznie większa szansa, że myli się laik, niż ktoś, kto jest specjalistą w swojej dziedzinie. Tym bardziej, że nie mówimy tu o jednej osobie, a tysiącach, wręcz milionach specjalistów. Każdy, kto nie zgadza się z głosem naukowego świata, ma obowiązek swoje racje udowodnić. Nie wystarczy przeglądanie YouTube, czy tajemnych blogów, których twórcy znają prawdę, której nie zobaczysz w telewizji. Poniżej wklejam zresztą kilka wartościowych linków, pod którymi twórcy w rzetelny i naukowy sposób demaskują głupotę fanów spiskowych teorii dziejów oraz w przystępny sposób tłumaczą, dlaczego powinniśmy po prostu zostać w domu.

Kanał 'Uwaga! Nałkowy bełkot’
Kanał 'Nauka. To lubię’
Kanał 'Polimaty’

Nie zapominajmy o co w tym wszystkim chodzi. Bardziej zapobiegamy, niż rzeczywiście zwalczamy, by nasza służba zdrowia miała szansę sobie poradzić. Niekoniecznie w idealny sposób, ale na razie nie ma lepszego. Nie wymyślajmy więc koła na nowo i po prostu zostańmy w domach. Po to, byśmy wkrótce mogli bez obaw z nich wyjść. Idźmy tą Drogą Krzyżową, by potem móc zmartwychwstać

RADEKtor Lopez
Znaleźć Wyjście

EDIT:
W trakcie tworzenia tego tekstu nie wziąłem pod uwagę tego, co działo się w międzyczasie. Mam na myśli słynne już dzisiejsze obrazki z obchodów 10-lecia katastrofy smoleńskiej. Bezdenna głupota władzy nadal potrafi zadziwić. Obawiam się, że może być brzemienna w skutkach, zwłaszcza teraz, kiedy samodyscyplina będzie jeszcze trudniejszym wyzwaniem niż przed świętami. W tej sytuacji pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że wykażemy się znacznie większym rozsądkiem niż rządzący i nie poczujemy, że zwalnia nas to z odpowiedzialności. Bądźmy lepsi. A ich po prostu rozliczmy w najbliższym czasie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *