Dzień, w którym zatrzymała się Wielka Orkiestra

Dzień hańby.

To nie miało prawa się wydarzyć. W najczarniejszych snach nikt nie przewidziałby takiego obrotu sprawy. W jednej krótkiej, tragicznej chwili zakończyła się Polska jaką znamy. Myśleliśmy, że takie rzeczy nie zdarzają się w naszym kraju, że jesteśmy bezpieczni. Że te diametralne różnice w światopoglądzie, które dzielą nas coraz bardziej, nigdy nie wyjdą jednak poza ramy debaty politycznej. Nagle rozpadła się krucha granica między naszym narodowym awanturniczym jestestwem a zwykłym bandyckim skurwysyństwem i oto znaleźliśmy się w nowej rzeczywistości, która chyba gdzieś tam zawsze głęboko w nas tkwiła. Zapamiętajcie dobrze ten dzień, bo teraz nastąpi eskalacja najgorszych i najbardziej obrzydliwych pokładów ludzkiego zbydlęcenia.

Granicą zawsze jest śmierć.

Niestety. Katastrofa smoleńska zamieniła ostrą debatę w regularną polityczną wojnę, ale śmierć Pawła Adamowicza to coś, z czym nie spotkaliśmy się od czasów zmiany ustroju, coś co dla zwłaszcza młodych Polaków jest pewną abstrakcją. Oto bowiem podczas największej dorocznej imprezy charytatywnej w kraju, wpada na scenę psychopata i zabija prezydenta miasta, wykrzykując przy tym polityczne hasła. Reakcja ochrony była w pewnym sensie symboliczna i mogłaby scharakteryzować ogólnonarodowy szok, jaki wtedy nastąpił. Dotąd takie rzeczy widzieliśmy tylko w telewizji, gdzieś w krajach trzeciego świata, ewentualnie gdzieś bliżej ktoś zamordował dziennikarza. Ale nie to. Nie u nas. Nie dziś.

Upośledzony recydywista zmienił historię.

Nieważne bowiem, co kto sądzi o jego prawdziwych czy też urojonych motywach, poziomie jego racjonalności, czy organizacji samego zamachu. Wystarczy, że wszyscy usłyszeliśmy jasno i wyraźnie co miał do powiedzenia. Nic już nie zmieni biegu wydarzeń, w tym momencie stało się to sprawą polityczną. Machina została wprawiona w ruch i nikt jej nie zatrzyma. Następująca kolejność wydarzeń będzie nieuchronna, a o jej istocie nie będzie stanowiło zwykłe ludzkie poczucie tragedii i żalu po stracie, a nawet gniewu skierowanego przeciw bandytom i mordercom. Znakiem tego co nastąpi będzie nienawiść, której jeszcze tak naprawdę nie zaznaliśmy. Do tych z drugiej strony, kimkolwiek oni są. Sprawił to jeden ćwierćmózg z nożem.

Politycy – jesteście winni!

Nakręcaliście tą spiralę od dawna. Być może nigdy nie dowiemy się w jakim stopniu ten bandyta był produktem waszych chorych projekcji, ale nie zmienia to faktu, że wszyscy macie tą krew na rękach. Stworzyliście bowiem społeczeństwo, które jest podzielone jak jeszcze nigdy w naszej historii, a takie tragedie są tego nieuniknionym rezultatem. Winni jesteście wszyscy, i ci co krzyczą o mordach zdradzieckich i ci co chcą strząsać szarańczę. Na szczególną zaś pogardę zasługują osobniki najbardziej obrzydliwe moralnie, jak pani poseł Pawłowicz do spółki z pewnym żenującym blogerem, którego nazwiska nawet nie chcę wspominać. Są to przypadki wyjątkowego, parszywego, obleśnego chamstwa, jakiego nikt jeszcze w wolnej Polsce nie widział. Dla tych ludzi należałoby stworzyć osobną kategorię żenady.

Tryumf małych ludzi.

Zapomnijcie o przyzwoitości. Tryumfalny taniec bandyty na scenie jest symboliczny. Mali ludzie dopięli swego. Odejście Jurka Owsiaka jest klęską wszystkiego co w nas było dobre. Złamany został człowiek, który stworzył najpiękniejszą historię ostatnich 27 lat. Orkiestrę złożoną z naszych serc, największe pospolite ruszenie ludzkiej miłości. Coś, co jednoczyło Polaków lepiej niż najwięksi mężowie stanu. Wszyscy przegraliśmy. Oni jeszcze nie wiedzą, że także przegrali, z tym że ich klęska będzie o wiele bardziej dotkliwa. Polacy nie zapomną.

Przed nami trudny czas.

Który to już raz udowadniamy, że jesteśmy jednością tylko w czasach kryzysu. Gdy nie ma wspólnego wroga, szukamy go w nas samych. Wszystko to dzieje się właśnie teraz, gdy ledwie co skończyły się obchody stulecia odzyskania niepodległości. Bardzo to znamienne dla naszych czasów. Idiotyczny swoją drogą spór ideologiczny w naszych realiach prowadzi często do eliminowania jednostek wybitnych. Oznacza to ni mniej ni więcej, jak niszczenie własnej wartości jako społeczeństwa. Równanie w dół, gloryfikację przeciętności. I wcale nie w imię równości, a wręcz przeciwnie. Teraz to przeciętniak czuje się lepszy od autorytetu.

Nie wróży to dobrze na przyszłość.

„Sound of silence” – Gdańsk 14.01.2019

Lopez.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *