Słoma z butów cz. 2

Dawno, dawno temu…

W grodzie nad Wkrą, słynącym niegdyś z festiwalu cygańskich muzykantów, podstarzały kupiec ze słomą w butach zajechał swoją furmanką w miejsce poboru myta za dopuszczenie swojego konia do użytkowania. Biały, niemiecki rumak nie był już jednak w takiej formie jak niegdyś, toteż urzędnik odmówił postawienia pieczęci w rodowodzie ogiera. Kupiec wściekł się. Zaczął toczyć pianę z ust bardziej obfitą niż jego koń, a słoma z jego butów zaczęła wysypywać się na bruk. Stojące w kolejce rumaki zarżały szyderczo. Kupiec począł wymachiwać rękami, lecz widząc, że nic nie wskóra, rzucił klątwę – sam wybuduje sobie punkt oględzin koni i furmanek.

Entuzjazm szybko minął.

Żeby jednak dokonać swej zemsty, kupiec postanowił konkurować na mniejszą skalę – zbudował myjnię. Zakupił kilka ton szarego mydła i omamił jakiegoś żula wizją flaszki z miodem pitnym, umieszczając go w ciasnej komórce, gdzie miał podgrzewać wodę. Kupiec był jednak chytry i dopóki pogoda dopisywała, polecił żulowi dawkować wodę zimną, a i z mydłem postępować jak najbardziej oszczędnie. Jak to zwykle bywa, chytrość nie popłaca. Tak też było tym razem, wszak ów skomplikowany mechanizm zawiódł. Żul zasnął, a tubylcy myli swe konie za darmo, gdyż nie miał kto pobierać dukatów. Na domiar złego, a może i dobrego, do kupca wróciła karma. Pewnego dnia zastał wyważone drzwi do komórki, ogłuszonego żula i pustą sakwę z dukatami.

Chytry dwa razy traci.

Co bardziej życzliwi (należy tą informację przyjąć z rezerwą, gdyż nikt nie udowodnił, iż takowi istnieją) tłumaczyli mu, by nie oszczędzał na prewencji, lecz słoma z jego butów zasłaniała mu drogę do łba. Wizja straconych dukatów na ochronę niepokoiła go zbyt mocno, by jego ograniczone horyzonty myślowe były w stanie snuć nawet nieco bardziej dalekosiężne plany niż zwykła zapobiegliwość. To nie był jego styl. Nie znał tego słowa, jak zresztą wielu innych. Tak jak piorun nie uderza dwa razy w to samo miejsce, tak nikt nie odważy się okraść go po raz drugi. Prosty umysł nie zna słowa wyobraźnia. Jak zresztą wielu innych. Efekt był łatwy do przewidzenia.

Wnioski – trudne słowo.

Mądrość to nauka i wyciąganie wniosków z porażek. Gdy brak szkoły, brak nauki, a gdy słoma z butów zasłania widok, nie pomoże nawet wrodzone cwaniactwo. Kupiec uznał, iż to nie mogła być jego wina, a na pewno ktoś czyha na jego dukaty. Tchórzostwo jak zwykle nie pozwoliło mu na konfrontację, ale za plecami zaczął wysuwać jakieś insynuacje (nie żeby akurat to słowo rozumiał) w kierunku pracowników stacji poboru siana dla koni. Ci bowiem mieli w głębokim poważaniu jego myjnię, tak zresztą jak i jego samego. Wypada dodać, jak większość mieszkańców grodu nad Wkrą. W tej sytuacji kupiec postanowił przechytrzyć wszystkich.

To on jest cwaniak.

Zdecydował, że sam będzie pilnował swojego interesu. Dniami i nocami koczował w kanciapie z wodą i szarym mydłem. Oszczędzając przy okazji na flaszce z miodem pitnym dla żula, uśmiechał się widząc jak kolejne dukaty spływają mu do sakwy. Zasłaniał tylko uszy, gdy ktoś zaklął na zimną wodę albo niedomytą furmankę. Gdy natomiast zauważył coś podejrzanego, natychmiast wyskakiwał z komórki i drąc japę niemiłosiernie, przeganiał takiego delikwenta. Brudny, śmierdzący menel wyskakujący z kanciapy nie był wszak pożądanym widokiem dla kogoś, kto chciał tylko umyć swą dorożkę.

Klientów ubywało.

Kupiec przyzwyczaił się do swojej nory. Przyszło mu to łatwo, wszak wieść gminna niosła, iż prawdziwy dom jego był podobnie urządzony. Robił tam poranną toaletę (oczywiście w zimnej wodzie) i załatwiał potrzeby fizjologiczne. Nocami przysypiał na szarym mydle. Jedna z nocy była szczególnie czarna. Sen jego był mocny i długi. Obudził się jednakowoż z potwornym bólem głowy, a zegar wskazywał niemal południe. Nie była to zwykła pora dla kogoś, kto wstaje wraz z pianiem koguta. Sakwa z dukatami znów była pusta.

Morał z tej bajki tym razem jest dla wszystkich, którzy odważą się zajechać furmanką do pewnej myjni w grodzie nad Wkrą. Jeśli nie chcesz wyjść na głupca, myjąc furmankę omijaj tego kupca.

Dla przypomnienia część pierwsza:

Słoma z butów

Lopez.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *