Gliniarze i sekrety

Był czas, że zajmowałem się uprowadzaniem nieletnich dziewczynek.

To było w maju zeszłego roku. Nocami krążyłem po mieście w czarnym sedanie szukając potencjalnych ofiar, które usypiałem za pomocą chloroformu. Byłem eleganckim przestępcą, zawsze w płaszczu i stylowej kominiarce. Gliniarze jednak nie poznali się na moim wdzięku. Złapali mnie, skuli jak jakiegoś pospolitego bandziora i dostałem dziesięć lat. Nazywałem się wtedy Krzysztof Kruk.

Wszystko nagrała telewizja.

Możecie to zobaczyć dokładnie w tym miejscu:

Gliniarze, odc. 96

Poważnie, zagrałem w paradokumencie. Ta historia nie ma jakiegoś głębszego dna, nie wyjaśni motywów mojego postępowania, ani niczego i nikogo nie nauczy. Może poza tym, że czasem warto się trochę odstresować.

Jakieś dwa lata temu zacząłem się intensywnie zastanawiać nad tym, co takiego w życiu osiągnąłem. Prywatnie miałem wszystko, wspaniałą żonę, dwie śliczne córeczki. Martwiła mnie jednak kompletna zawodowa stagnacja, od dawna stałem w miejscu, a właśnie osiągnąłem „wiek chrystusowy”. To wtedy zacząłem pisać, a raczej wróciłem do pisania.

I się zaczęło.

Zmieniłem pracę, a w międzyczasie zacząłem rozmyślać o własnym biznesie (co się odwlecze…). Także wtedy coś mi „padło na dekiel” i pojechałem sobie pewnego pięknego dnia na casting do agencji aktorskiej. Najwyraźniej nie wypadłem najgorzej, gdyż od tej pory co jakiś czas napływają różne propozycje, od ról w paradokumentach, przez castingi do epizodów/statystowania w filmach po castingi do reklam.  Niestety wiele razy musiałem odmówić, trzeba być bardziej dyspozycyjnym.

Od bandyty do kochającego ojca

Mój udział we wspomnianym odcinku „Gliniarzy” można określić jako epizodyczny. Natomiast nieco ponad miesiąc temu można było już w pełnej krasie podziwiać moje „umiejętności aktorskie”. Zostałem 39-letnim (kurwa!) ojcem 18-latki, który ukrywa przed nią fakt, że jej matka nie jest jej matką, bo jej prawdziwa matka jest w psychiatryku. Tenże fascynujący wątek z moją oscarową rolą można zobaczyć tu:

Sekrety rodziny, odc. 51

No dobra, nie było tak źle. Ważne, że (chyba) nie zrobiłem z siebie pośmiewiska. Nie wiem, czy jeszcze gdzieś zagram, zobaczymy. Celuję w reklamę. No co, Szczepan Twardoch może, a ja nie? A tak poważnie, to była fajna zabawa. I tak naprawdę, to tylko o to tu chodzi. Przeżyłem fajną przygodę, rozerwałem się, zobaczyłem jak to jest od drugiej strony i poznałem fajnych ludzi. Wiadomo, że uczestniczyłem w wątpliwej jakości artystycznej dziele, ale… nie jestem przecież aktorem.

Jestem pisarzem. Mam nadzieję, że wkrótce tą moją sferę działalności ocenią krytycy. Jedno mogę obiecać – to zdecydowanie inny ciężar gatunkowy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *