Na początku była apokalipsa

Właściwie ta historia nie ma początku. Albo dopiero się zacznie.

Jestem Radek. Mam 35 lat. Mieszkam sobie z żoną i dwiema córkami w małej mazowieckiej wsi, pracuję na stacji benzynowej, a moje na nazwisko to Kowalski. Już widzę, jak przed waszymi oczami pojawia się Bolec i mówi, że ma nowy, zajebisty film. Ale spokojnie, to nie jest film o facecie w łódce. Zaraz się rozkręci.

Jestem pisarzem. Poważnie.

Mało tego, napisałem już dwie powieści i kilka opowiadań. Nie słyszeliście o mnie? Nic dziwnego, jeszcze ich nie wydałem. Na dniach zostanie ukończona powieść „Znajdź wyjście” i mam nadzieję, że będzie to mój debiut. Zanim jednak to się stanie, przede mną ogrom pracy w związku z wypromowaniem swojej osoby. Dlatego powstał ten blog i ta strona. Żebyście mogli czytać moje książki, musicie najpierw usłyszeć, że istnieje ktoś taki jak Lopez.

Zaczęło się od apokalipsy.

Zanim zabrałem się za „Znajdź wyjście”, już miałem napisaną całą powieść. Nazywało się to-to „Apokalipsa św(ieckiego) Jacka” i być może to jest jedyne miejsce, w którym o nim wspominam. Możliwe, że na zawsze pozostanie już w szufladzie, a w zasadzie na dysku i nikt już nigdy o niej nie usłyszy. Być może zależy to od tego, czy ktoś kiedyś usłyszy o mnie. No ale do rzeczy.

„Apokalipsa” to był dziwny twór.

Wymyśliłem sobie, że napiszę coś w rodzaju satyry politycznej, ale jednocześnie to miał być thriller z elementami sci-fi. Powstała więc historia, która działa się… na stacji benzynowej, a jej pracownicy byli odpowiednikami najważniejszych polityków. I tak, tytułowy Jacek Gęsicki miał brata, który zginął w barze naprzeciw, którego to baru właścicielem był Rosjanin Sputnik. Tenże Jacek poprzysiągł zemstę i odsunął od władzy na stacji Damiana Kaszubę, a następnie zaczął wprowadzać rządy autorytarne, zakończone wypowiedzeniem dzierżawy i uzyskaniem „niepodległości”. Ostatecznie stacja została zaatakowana przez Rosjan. Wydarzenia te były opowiedziane z perspektywy trzech osób, Jacka, Damiana i szeregowego pracownika Stefana. Stefan jako jedyny widział gęstą mgłę, która zapadła wokół stacji, przez co nie mógł się stamtąd wydostać.

Gdy tak się nad tym zastanawiam, to mam wrażenie, że pomysł był całkiem ciekawy. Zawiodło wykonanie. Nie mogło być zresztą inaczej, wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z wielu rzeczy. Po pierwsze warsztat pisarski. Zbyt mało uwagi poświęciłem rysowi psychologicznemu postaci, dialogom brakowało narracji i odpowiedniej akcji, momentami można było się pogubić przez zbyt dużą liczbę bohaterów, a całemu utworowi zabrakło chyba konsekwencji i jakiejś myśli przewodniej. Trochę to było chaotyczne. Popełniłem kardynalny błąd, nie zwracając się do nikogo w celu profesjonalnej recenzji. Zamiast tego, po prostu zacząłem wysyłać tekst do wydawców. Po kilku miesiącach zaczęły napływać odpowiedzi. Oczywiście negatywne.

Szkoda, że tak długo czekałem na to, by się odważyć.

Pamiętam, że miałem jakieś 16-17 lat, gdy zacząłem przejawiać skłonności do wymyślania historii. Zacząłem nawet pisać książkę. Bohaterem był młody chłopak, który miał przejść epicką drogę „z podwórka na stadion” i zrobić wielką karierę w futbolu. Niestety cierpliwości starczyło na kilka stron. Stworzyłem więc komiks. Wolę jednak nie wspominać o jego zawartości, tą wiedzę niech nadal posiadają tylko nieliczni. Napisałem kilka wierszy oraz „tomik fraszek”. Długo zastanawiałem się, czy jednej z nich tu nie umieścić. A co mi tam.

Misio jest kochany, przez dzieci uwielbiany; misia kochają dzieci, miś do dzieci leci; Misio leci do mnie, więc w łeb go pier…nę

Oto moja wczesna twórczość. Radosna, rzekłbym.

Potem było wielkie nic. Nie mam pojęcia dlaczego. Mam poczucie straconego czasu. Jak cholera. Być może byłbym teraz znacznie dalej.

Ludzie pytają, dlaczego zacząłem pisać

Bo mogę. Bo umiem. Bo czuję się na siłach. Być może to jedyna rzecz, w której naprawdę czuję się dobry. Długo szukałem swojej drogi. Nie chcę całe życie pracować na etacie, nie chcę robić kariery korposzczura. Nie chcę słuchać poleceń, robić targetów, stosować się do standardów. Chcę robić coś, co kocham. Chcę stworzyć coś swojego. Zostawić po sobie coś więcej niż nekrolog w gazecie za kilkadziesiąt lat. Zostawić po sobie dzieło.

Lopez.

EDIT:
Ostateczny tytuł książki to ZNALEŹĆ WYJŚCIE.

8 odpowiedzi na “Na początku była apokalipsa”

  1. Nazwisko mi dobrze znane, trudno się dziwić, najpopularniejsze w Polsce… Jednak osoba też mi znana 🙂 Jeśli tylko będę wiedziała gdzie i kiedy, jako jedna z pierwszych KUPIĘ Twoją KSIĄŻKĘ. Podziwiam ludzi z pasją, którzy mają odwagę realizować swoje marzenia. Już jestem fanką. Pozdrawiam Radziu.

    1. Dzięki Aniu 🙂 Jeszcze długa droga przede mną, ale kto wie. No to umówmy się, że będzie dedykacja i bez kolejki na autorskim 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *