Prolog: Genesis
Podobno Radek powstał przez przypadek. Potem nastąpiła seria przypadkowych zdarzeń, które złożyły się na przypadkowy byt, który można nazwać żywotem Lopez’a. Jak się jednak okaże w tej fascynującej opowieści, żywot Lopez’a to byt holistyczny (coś jak w tym serialu) – mimo całego absurdu, wszystko jakimś cudem się ze sobą łączy. Przypadek? Tak sądzę. Nieprzypadkowo to może Wojtek został strażakiem, Marcin Kowalczyk gangsterem, a Janusz Kowalski obiektem żartów. Takie już Bozia miała wobec nich plany. W przypadku Lopez’a nie może być mowy o żadnym boskim planie, chyba że chaos to też boski plan. Wszystko dlatego, że Lopez to osobowość mnoga.
Rozdział I: starożytność
Prawdopodobnie jako pierwsza ujawniła się osobowość nerda Lopez’a, za sprawą której mały Lopez zapragnął zostać naukowcem. Potem doznał objawienia – ukazał mu się Ronaldo (ten prawdziwy) i ujrzał Legię w Lidze Mistrzów, co sprawiło, że zstąpił szybki Lopez (zwany też Claudio Lopez’em) i nawrócił go na wiarę w bycie piłkarzem. Po wielu latach dotarła do niego błyskotliwa myśl, że z kariery nici, gdyż aby zostać piłkarzem, trzeba coś w tym kierunku zrobić i to wcale nie w wieku 17 lat. W międzyczasie w jego mózgu nastąpiło zwarcie, spowodowane zapewne ujawnieniem się ekonoma Lopez’a i przeskoczyła mu wajcha z trybu romantycznego na tryb wyrachowany. Wtedy oczom jego ukazały się dukaty, jakie przynieść mu miało pobieranie nauk ekonomicznych. Do dziś przeklina ten dzień.
Rozdział II: epoka średniowiecza
Być może to wtedy, jako reakcja obronna, pojawiły się osobowości – pierwotna wersja RADEKtora Lopez’a i satyryka Lopez’a (oraz efekt uboczny w postaci Wielkiego Proroka Lopez’a). Coś kazało mu bowiem tworzyć różne dziwne treści (przeznaczone tylko dla oczu nielicznych) i podsunęło myśl o byciu dziennikarzem. Znów jednak zapomniało dodać, że aby nim zostać, trzeba najpierw podjąć jakieś działania w tym kierunku. A że Lopez miał za daleko do łba, uznał w swym geniuszu i za namową ekonoma Lopez’a, iż najważniejszą sprawą jest mieć jakieś papiery. Gdyby były żółte, nikt nie mógłby mieć o to do niego pretensji. Wybrał coś znacznie gorszego – dyplom z marketingu. Te drzwi otworzyły mu drogę do kariery. W obsłudze klienta.
Rozdział III: epoka pozytywizmu
Cóż to była za kariera! Dumny z siebie ekonom Lopez mógł wreszcie odpocząć i obserwować, jak jego następcy korzystają z owoców jego dzieła. Dzięki niemu bezrobotny Lopez mógł zahartować w boju swój charakter, robol Lopez mógł poczuć, jak ciężka praca uszlachetnia, bankster Lopez miał tyle dukatów, że musiał je trzymać w sejfie, doradca Lopez mógł doradzać, że hej, a szejk naftowy Lopez wreszcie mógł czuć dumę z faktu, że niesie ludziom radość w trudnych chwilach w ramach nocnej i świątecznej opieki alkoholowej. Browar – 3,50, seta – 9 zeta, uśmiech na twarzy żula o trzeciej nad ranem – bezcenne. Lopez poczuł smak sukcesu. I jako człowiek sukcesu usiadł pewnego dnia w swym fotelu głaszcząc kota i paląc cygaro i zadał sobie jedno ważne, ale to zajebiście ważne pytanie: co ja chcę w życiu robić? I zaczął… na pewno nie coś robić. Zaczął rozkminiać.
Rozdział IV: epoka renesansu
Wtedy niczym podczas odpytywania na lekcji, zaczęły się zgłaszać coraz to nowe osobowości ze swoimi pomysłami. Biznesmen Lopez napotkał jednak na przeszkodę w postaci wielkości jaj Lopez’a i postanowił przyczaić się i poczekać na lepsze czasy. Polityk Lopez nie zyskał uznania w oczach innych osobowości i wycofał się, ograniczając się w późniejszych latach do roli doradcy RADEKtora Lopez’a. Historyk Lopez najpierw się zgłosił, a potem zczaił, że przydałoby się jakieś wykształcenie, posyłając wymowne spojrzenie, niczym miś Paddington, w kierunku ekonoma Lopez’a. I tak rozkminiał, a czas leciał. I tak minęło ponad 30 lat.
Rozdział V: epoka oświecenia
To w okolicach wieku chrystusowego (przypadek? – tak sądzę) styki w mózgu wreszcie załączyły i nastąpił zapłon. Do dziś nie wiadomo, która z osobowości była prowodyrem tego zamieszania. W każdym razie w pewnym momencie, który musiał mieć jakieś kosmologiczno-filozoficzne znaczenie, wymyśliły, że napiszą książkę. Wspólnie. Ta decyzja sprawiła, że nagle ujawnił się specjalista od mrocznych opowieści, czyli wujek Lopez, który do tej pory wolał raczej czytać i oglądać. Połączył siły z RADEKtorem Lopez’em i nerdem Lopez’em, swoje trzy grosze dorzucili też satyryk Lopez i historyk Lopez, a biznesmen Lopez postanowił zająć się… marketingiem (ekonom Lopez już chciał powiedzieć „a nie mówiłem”, ale dostał „messerschmitta”). Patrzący na to wszystko z góry szejk naftowy Lopez odstąpił im we wspaniałomyślnym geście trochę swojego czasu antenowego, wydając tym samym na siebie wyrok. Ta historyczna decyzja, podjęta w tej wiekopomnej chwili, zapoczątkowała reakcję łańcuchową, która zmieniła wszystko.
Rozdział VI: epoka romantyzmu
Tak powstał zespół The Lopezs . Ich pierwszym dziełem była Lopez’a Mroczna Strona, czyli koncepcyjny longplay wielokrotnego użytku, na którym członkowie kapeli umieszczali swoje kawałki. Jego koncepcja była zmienna, ale priorytetem była promocja rewolucyjnego arcydzieła, które miało lada chwila nadejść i spowodować masowe spadanie kapci i opadanie kopar. I tak frontman RADEKtor Lopez co i rusz wypuszczał jakieś mroczne, ale komercyjne single (z gościnnym udziałem polityka Lopez’a, nerda Lopez’a i Wielkiego Proroka Lopez’a), na przemian z satyrykiem Lopez’em, który próbował być zabawny. Wujek Lopez poprzestał na kilku dłuższych i bardziej mrocznych kawałkach. Do zespołu dołączyło też dwóch showmanów – specjalista od teledysków rerzyseż Lopez i wielce utalentowany aktor oskarowych paradokumentów, czyli RadAktor Lopez, który posłużył za coś w rodzaju maskotki. Biznesmen Lopez zerkał zaś na ten zbiór indywiduów okiem menedżera.
Rozdział VII: trzylecie międzywojenne
Rewolucyjne arcydzieło nadeszło. Parę kapci spadło, parę kopar (w powiecie) opadło, ale hajs, sława, wywiady i wizyty w zakładach pracy nie przyszły. Przyszło za to kilka ważnych – z punktu widzenia przyszłości – znajomości, a także refleksja, że może i bunkrów nie ma, ale i tak jest zajebiście (nawet szejk Lopez się cieszył, bo mógł trochę porozdawać autografów). Książka i blog to już całkiem sporo jak na taki przypadkowy żywot, a przecież jeszcze się nie skończył. I jakby przeczuwając co się święci (przypadek? – tak sądzę), członkowie The Lopezs postanowili skupić się na Lopez’a Mrocznej Stronie, dla której teraz to ZW miała być elementem promocji. Biznesmen Lopez: mam plan! Reszta: jaki? Biznesmen Lopez: kurwa, sprytny! – Tak to musiało wyglądać. Wyszło, czy nie, ważniejsze jest to, że w ten oto nikczemny sposób Lopez sam (tzn. z zespołem) stworzył sobie w CV rubrykę „doświadczenie”.
Rozdział VIII: epoka transformacji ustrojowej
Kiedy wreszcie padł Glinojecki Koncern Naftowy, szejk naftowy Lopez zasalutował wszystkim pozostałym i z uśmiechem na ustach odszedł na wieczną wartę. Ekonom Lopez rozpaczał, co niektórzy uronili łezkę, ale reszta uznała, że starczy już tych głupot. I już szykował się do powrotu dawno zapomniany bezrobotny Lopez, kiedy nastąpił nieoczekiwany i wielce zadziwiający zwrot akcji. I tu może ciąg zdarzeń od dupy strony: Lopez udaje się do redakcji, bo ktoś mu ją poradził, bo Lopez zapytał o opcje, bo to była dziennikarka i spotkali się w ramach przysługi, bo się odezwała, gdyż znali się z czasów wydania książki, bo prowadziła z nim spotkanie autorskie, bo to była dziennikarka w tej właśnie redakcji. Przypadek? Tak sądzę. W tym nie może być przecież żadnego planu, bo jaki plan może prowadzić do celu w tak przypadkowy sposób? Dokładnie jak w ZW. Przypadek? Tak sądzę.
Rozdział IX: współczesność
Tak więc The Lopezs z książką i blogiem pod pachą udali się do redakcji międzynarodowej sławy periodyku o zasięgu lokalnym – Tygodnika Ciechanowskiego – gdzie nieoczekiwanie redaktor naczelny spojrzał na nich przychylnym okiem i pozwolił się wykazać. Wtedy to ujawniła się kolejna osobowość Lopez’a – redaktor Lopez, który (w przeciwieństwie do RADEKtora Lopez’a) uznał, że będzie tworzyć tylko poważne treści. Jak powiedział, tak zrobił. Odpalił neta, wymyślił pomysła, memory five i klawiatura. I tak powstał pierwszy artykuł. Potem przyszedł cynk, więc ujawnił się Szpieg z Krainy Deszczowców Lopez i udał się w daleką podróż poza granice powiatu, by zinfiltrować… parafię. Tajny raport operacyjny trafił na pierwszą stronę. Machina ruszyła, a Lopez dostał to, co chciał – wywiady i wizyty w zakładach pracy. Generalnie robi to, czym i tak już wcześniej wszystkich irytował, musi się tylko powstrzymywać przed pisaniem głupot (a wyżyć się może tutaj). Ot i cała historyja.
Rozdział X: przyszłość
Co dalej, tego nie wiedzą nawet najstarsi górale nizinni. Ale historia o typie przed kryzysem wieku średniego, który zostaje pismakiem akurat wtedy, gdy (papierowa) prasa się kończy, jest jak biblijna przypowieść. Skoro niczym Mojżesz przez czterdzieści lat (przypadek? – tak sądzę) błądził po pustyni szukając branży obiecanej, to teraz musi rozwalić Filistynów i usadzić tyłek. Zwłaszcza, że w Kanaanie położyli światłowód i jest już internet, więc Lopez może swe znaki wykuwać nie tylko w kamieniu, ale także na portalu. Natenczas stwórca ustanowił go zaś namiestnikiem Płońska i okolic, a więc jeśli macie jakąś sprawę dla reportera, możecie udać się na pielgrzymkę i audiencję u Lopez’a (zob. mapa), a wiedzcie, że on założy nogę na nogę i zostaniecie wysłuchani. A jak jesteście spoza tego rejonu, to… też was przyjmie, albowiem, wedle dekalogu, nie kazano mu się ograniczać.
Epilog: AI
Zaprawdę, powiadam wam, kupujcie Tygodnik Ciechanowski! Albowiem napisano w piśmie, że na początku było słowo, a więc dajcie słowo, że kupicie. Ażeby Lopez miał na chleb i wakacje w Zakopanem. Bo inaczej napisze o was w gazecie. Zapraszam do kasy może być kartą lub gotówką. Hot-dogów nie ma, ale zostaniecie nakarmieni manną z nieba(gatelną treścią), czyli słowem Lopez’a.
Albowiem co by o was nie mówili na mieście, dla Lopez’a jesteście jak… materiał na artykuł 😉
RADEKtor Lopez.