Znamię bestii
„Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie”, pisał kiedyś Friedrich Nietzsche, zanim popadł w obłęd. Dotąd nie zastanawiałem się nad znaczeniem tych słów i chyba w pełni ich nie rozumiałem. Ale nadszedł dzień, kiedy sam stanąłem twarzą w twarz z bestią i spojrzałem jej w oczy. Poczułem pierwotny lęk. Mrok z najgłębszych czeluści piekielnych, trawiący moją duszę niczym czyste zło. Pojąłem istotę strachu. 30 listopada odcisnął bezpowrotnie piętno na mojej psychice i sprawił, że nigdy już nie będę tym samym człowiekiem. Tego dnia poprowadziłem spotkanie autorskie z Przemysławem Borkowskim
Strzeżcie się uczonych w piśmie
Nieświadomi zagrożenia ludzie stawili się tłumnie w ciechanowskiej Krzywej Hali, myśląc zapewne, że będzie zabawnie. Nie wiedzieli nieszczęśnicy, że Kabaret Moralnego Niepokoju to przykrywka dla zbrodniczej działalności pana Borkowskiego. Czy wiedziała o tym pani Alicja, dyrektor placówki, rzucając mnie na pożarcie bestii? Pozostanie to sprawą jej sumienia. Być może jednak sama padła ofiarą oszustwa, gdyż autor posiadł umiejętność ukrywania swoich niecnych planów, zwodząc wszystkich wokół swą absurdalnie przemiłą aparycją i zachowaniem. Jakby tego było mało, towarzyszyła mu zjawiskowa żona, nosząca dla niepoznaki imię niczym anioł – Gabriela. Czy można było nie ulec urokowi tej pary i nie dać się nabrać na ich sprytne gierki? Być może, ale nie dotyczy to mnie, który w swej naiwności podarował gościowi egzemplarz ZW i to z autografem, podpisując tym samym na siebie wyrok. Tak, było lekko, łatwo i przyjemnie. Ale do czasu. Kiedy pisarz stanął przed publicznością, nikomu już nie było do śmiechu. Żarty się skończyły.
Wieża strachu
Zapowiadając autora, czułem niepokój. Nieokreślony, bliżej niesprecyzowany, ale dobitnie świadczący, że coś jest nie tak. Niestety miałem rację, choć wolałbym jej nie mieć. Gdy pan Borkowski zaczął opowiadać o swojej książce, widziałem jak w oczach publiczności pojawia się ten sam niepokój, którego doświadczyłem ja. Z każdym słowem autora było go coraz więcej, coraz bardziej osaczał tych biednych ludzi. Widziałem jak powoli, acz nieuchronnie zmienia się w autentyczny strach. Widział to również gość i upajał się tym widokiem, z niemal nie ukrywaną satysfakcją pogrążając przybyłych w otchłani mroku każdym swym kolejnym słowem. Hipnotyzował i bawił się ich uwagą, ściągając systematycznie w przepaść, z której nie było już odwrotu. Wiedziałem o ty, ale nie byłem w stanie nic zrobić. Przemysław Borkowski bezlitośnie wykorzystał mój brak doświadczenia i zabrał w podróż do piekła, gdzie istniało już tylko przerażenie. Sprawił, że wszyscy zrozumieliśmy, czym jest Wieża strachu.
Rytuał łowcy
W akcie desperacji, resztkami sił, podjąłem próbę odwrócenia uwagi autora, starając się skierować konfrontację na bezpieczniejsze tory, mając złudną nadzieję, że uda się uratować nasze dusze, zanim doszczętnie strawi je ogień piekielny. Poniosłem klęskę. Zostałem zjedzony, przeżuty i wypluty. Jak mogłem myśleć, że stojąc twarzą w twarz ze złem, mam jakiekolwiek szanse? Gość, nienasycony jeszcze lękiem swych ofiar, dokończył dzieła. Na finiszu nie było już czego zbierać. Wszyscy byliśmy jak zombie, nie umarli, lecz w środku martwi, a pomiędzy nami unosił się w powietrzu odwieczny strach. Przemysław Borkowski osiągnął swój cel, postawił nas przed obliczem szatana, skazując na wieczne potępienie.
Śmierć nie ucieknie
Gdy człowiek poznaje, czym jest prawdziwe zło, ogarnia go obojętność. Wszystkie emocje, które decydowały o jego człowieczeństwie, przestają mieć znaczenie. To był ten moment, kiedy otchłań spojrzała na mnie. Złożyłem broń i poddałem się jej całkowicie. Jeśli cokolwiek byłem w stanie poczuć, to jedynie ulgę, gdy oddawałem głos tym biedakom z sali. Tym razem to ja rzuciłem ich w paszczę lwa, i co najgorsze, chyba tego chciałem. Pamiętam jak przez mgłę, że padły pytania o kabaret. Śmiech przez łzy. Czasami ludzie, dla których nie ma już nadziei, w obliczu końca, zachowują się irracjonalnie, aktywując mechanizm obronny w postaci wisielczego humoru. Wiedziałem jednak, że nie robią tego świadomie. Oni też przecież spojrzeli w otchłań.
Pakt z diabłem
Wszyscy stanęli w kolejce, trzymając w rękach cyrograf, albo dukaty, by cyrograf zakupić. Ich wzrok tkwił w jednym punkcie – stoliku grozy, przy którym Przemysław Borkowski składał swój podpis. Czy robił to własną krwią? Nie pamiętam. Za to pamiętam jak ci nieszczęśnicy jeden po drugim stawali przed jego obliczem i odbierali zwoje niczym relikwię. Niektórzy pozwalali umieszczać się na kliszy fotograficznej razem ze sprawcą. Biedacy nie wiedzieli już co czynią.
Dowody zbrodni
Nie wiem jak ci wszyscy uczestnicy tego seansu grozy, ale ja jeszcze się nie otrząsnąłem. Te obrazy i te słowa do dziś tkwią w mojej głowie i nie mogę się ich pozbyć. Być może nigdy się ich nie pozbędę. Zostaną ze mną na zawsze tak jak świadomość, że stanąłem naprzeciw bestii i przypłaciłem to duszą czarną jak smoła i trwogą o brak jej zbawienia. Przeklinam dzień, w którym podjąłem rękawicę, porywając się lekkomyślnie na spotkanie ze złem, nie bacząc, żem jeno śmiertelnik i są rzeczy, których jako istota śmiertelna nie powinienem ujrzeć. Ale ujrzałem. Ja tam byłem. Wodę piłem. A com widział i słyszał, w tym wpisie umieściłem. Ażebyście poznali prawdziwą prawdę, zanim zobaczycie wersję pani B. na youtube.
RADEKtor Lopez.