Oswajanie śmierci

Szatan znów uśmiecha się szyderczo i zaciera ręce.

Zanim wszyscy pochylimy się w zadumie i smutku nad grobami naszych bliskich, zanim zapalimy symboliczne światło ich duszom na nagrobnych płytach, my Polacy, ostoja chrześcijaństwa w zagubionej Europie musimy dochować corocznej tradycji w naszym podzielonym narodzie. Musimy stanąć naprzeciw zachodniej zgniliźnie moralnej i postępującej ateizacji przestrzeni publicznej i wszyscy, jak jeden mąż, broniąc naszej starej, rzymskokatolickiej cywilizacji, jesteśmy zobowiązani zawołać: PRECZ Z HALLOWEEN!

Gównoburzę czas zacząć.

Ledwie zakończyły się (prawie) wybory, a my mamy kolejny powód do wojny światopoglądowej. Ta jednak różni się od innych tym, że… nie ma absolutnie żadnej podstawy do zaistnienia i funkcjonowania. To kolejny dowód na to, w jak absurdalnym żyjemy społeczeństwie i jak bardzo zakorzenione są w nas podziały na konserwatywne i liberalne postawy. Zwłaszcza w ostatnich latach, kiedy te pierwsze znacznie przybrały na sile za sprawą pewnego starszego pana, który kiedyś podobno ukradł księżyc. Tak, nawet ta dyskusja ma podłoże polityczne. Jeszcze kilka tat temu była to zwykła dyskusja o umiłowaniu tradycji. Ostatnio jednak owo umiłowanie tradycji stało się podstawą tożsamości patriotycznej, a to drugie – synonimem lewicowej otwartości, będącej z natury rzeczy zaprzeczeniem tej pierwszej.

Tyle że to… nieprawda.

Ten podział jest sztuczny, zbyt czarno-biały i na siłę utrzymywany. On nie istnieje w takiej formie, jak chcą byśmy myśleli niektórzy politycy. Tak jak ateista może obchodzić Święto Zmarłych, tak i katolik może pójść na imprezę z okazji Halloween. Nie chodzi tu nawet o jakiś wydumany konflikt moralny, bo powody uczestnictwa mogą być różnorodne i wcale nie muszą się nawzajem wykluczać. Przede wszystkim mamy tu do czynienia z pewnymi kwestiami technicznymi, które są oczywiste i wszystkim znane, lecz z jakichś przyczyn bagatelizowane. Choćby fakt, że są to dwa osobne dni. Że jedno nie umniejsza roli drugiego, bo Halloween to nawet nie święto, tylko zabawny event. Że dyskusja o tradycji traci sens, gdy okaże się, że najpierw były „Dziady”.

Brak dystansu to nasz największy problem.

Halloween nie jest dla 1 listopada żadnym zagrożeniem. Wręcz przeciwnie, powinno być świetnym uzupełnieniem lub przygotowaniem dla jego obchodów. Jego istotą jest bowiem oswajanie śmierci. A przecież wszyscy chrześcijanie robią to cały czas. Czym innym jest bowiem wiara w życie wieczne, niż zwalczaniem strachu przed nią na rzecz nadziei wiecznego szczęścia? Wyobrażam sobie Boga czy też Jezusa jako byt uśmiechnięty, z wielkim poczuciem humoru i dystansem. Powiedzcie, że to nieprawda, że Bóg to posępny starzec, który każe nam żyć w ascezie i wiecznie pogrążać się w zadumie.

Wigilia Wszystkich Świętych.

Dokładnie to oznacza słowo Halloween (All Hallows’ Eve). Czyż to nie brzmi dobrze? Może powinniśmy tak traktować naszą odmianę tego zwyczaju i w pewien sposób zintegrować go z 1 listopada. Zaadaptować do naszej rzeczywistości. To lepsze niż twierdzenie, że dzieciaki z dynią na głowie są opętane przez szatana. Będąc konsekwentnym, należałoby zabronić oglądania horrorów, uprawiania dyń jako potencjalnych narzędzi zbrodni, a na pukających do drzwi dzieciakach obowiązkowo odprawiać egzorcyzmy.  Po prostu nie dajmy się zwariować. Trzeba by było zrezygnować z pogańskiej bożonarodzeniowej choinki, a do tego jeszcze przejętej od Niemców. Mało tego, większość świąt musiałoby zmienić swoje daty. Poważnie, nawet Wszystkich Świętych powstało w miejscu pogańskiego święta. Cóż, trochę luzu nie zawadzi. Wystarczy wspomnieć, że istnieje jeszcze zwyczaj tak zwanych „bakusów”, czyli chodzenia w przebraniu po domostwach w zamian za pieniądze bądź przysmaki.

Świat jest bardziej złożony niż myślą twardogłowi.

Wszystkich Świętych nie jest wcale polską specjalnością, a wspomniane „Dziady” są zdecydowanie bardziej nasze, swojskie. Za komuny też obchodzono to święto i nikt z nas tego nie wykorzenił. Istnienie tej uroczystości może nawet wcale nie być uzależnione od poziomu świeckości społeczeństwa, wszak nie tylko chrześcijanie wspominają swoich zmarłych. Nic nie jest czarne lub białe, wszystko jest w odcieniach szarości. Jest jednak coś co łączy nas wszystkich i jest to brak akceptacji do epatowania poglądami, które kłócą się z naszym, polskim pojmowaniem świata. Nie lubimy, gdy ktoś mówi o „polskich obozach śmierci”, uważamy, że Chopin był bardziej nasz niż francuski, a od Lewandowskiego lepszych jest może tylko dwóch piłkarzy w całym świecie. Raczej nie podobają się nam „marsze równości”, bo uważamy, że co kto robi w łóżku, to jego prywatna sprawa. Dlaczego więc nie przenieść tego na grunt rozważań o 1 listopada? Są dla Polaków prawdy uniwersalne, i taką też powinno się stać „wolnoć Tomku w swoim domku”. Zwłaszcza że, powtórzmy, cała ta dyskusja nie ma przecież najmniejszego sensu.

Lopez.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *