Kler, czyli sprawa narodowa

Smarzowski trafił w czuły punkt.

Niebywały sukces filmu „Kler” Smarzowskiego zaskoczył chyba nawet samego reżysera. Choć bazował na sprawdzonej metodzie, czyli kontrowersji, to przecież temat to wcale nie nowy. Podejrzewam też, że za sukcesem nie stoi wcale niebywały kunszt artystyczny dzieła. Co zatem sprawiło, że po pierwszych dziesięciu dniach od premiery obejrzało go w kinach dwa i pół miliona ludzi? Ano prawdopodobnie tak zwany twardy elektorat partii rządzącej, który zrobił mu reklamę, jakiej mogliby pozazdrościć najlepsi spece od marketingu.

Szmira, plugastwo i szajs.

Jeszcze nigdy nie spotkałem się z tak skrajnymi opiniami o jakimkolwiek filmie. Co znamienne mało kto dyskutował o grze aktorskiej czy pięknie świata przedstawionego. To była dyskusja o prawdzie. Innymi słowy dyskusja o tym co wszyscy widzą, w zależności od tego po której stronie sali siedzą. Ci z lewej krzyczeli o zgniliźnie moralnej kościoła, a ci z prawej o atakach na patriotów ze strony zdrajców ojczyzny. Smarzowski odniósł sukces, bo wpasował się idealnie w czasy. Czasy, kiedy naród jest podzielony jak nigdy, a jednym z tych który dzieli, jest kościół katolicki właśnie oraz politycy.

Nie jesteś katolikiem, nie jesteś patriotą.

Pedofilia w kościele jest faktem. Tak jak pijaństwo, łamanie celibatu i inne występki. To oczywiście nie jest nagminne, rozkłada się mniej więcej tak jak w reszcie społeczeństwa. Nie mierzmy więc wszystkich jedną miarą, ale wymagajmy rozliczenia się z grzechami, wszak to kościół uczy moralności nas. Tymczasem powszechną praktyką jest zamiatanie sprawy pod dywan, co raczej jedności w społeczeństwie służyć nie będzie. Kolejna sprawa to rozpasanie się w polityce. Oczywiście jak świat długi i szeroki, ten problem jest przedmiotem sporów od czasów rewolucji francuskiej, ale nie każdy ma swojego Rydzyka, który dostaje milionowe dotacje na swoją działalność i bez skrępowania głosi swoje kontrowersyjne poglądy, a partia rządząca obnosi się ze swoją religijnością czyniąc z niej warunek bycia prawdziwym Polakiem. No właśnie, rzecz warta najwyższej pogardy, to uzurpowanie sobie wyłącznego prawa do nazywania siebie patriotami. Dziś wykształciła się wokół nich pewna grupa ludzi, którzy tak właśnie siebie zwą. To właśnie ten tak zwany twardy elektorat PiSu. Śmiem twierdzić, że ci ludzie to obecnie największe zagrożenie dla naszego kraju.

Powtórka z historii.

Ich problem jest taki, że widzą świat w czarno-białych barwach. Ich tok rozumowania jest prosty – Polska dzieli się na katolików-patriotów oraz resztę, czyli lewaków i postkomunistów. Nie ma nic pośrodku, a jeśli nawet istnieje, to jest nijakie, niewarte uwagi. Oni są oczywiście prawicowi, tak jak ich partia, choć prawicowość rozumieją tylko jako bycie katolikiem i patriotą. Mało interesują ich kwestie ekonomiczne, toteż nie rozumieją, że program gospodarczy PiSu jest w istocie lewicowy. Katolickość tej grupy jest relatywna i rozumiana na swój sposób, oparta na nienawiści dla innych wyznań, zwłaszcza wobec islamu. Temat rzeka, ale oni są przekonani, że nie istnieją dobrzy muzułmanie. Wszyscy to terroryści. A Żydzi to wiadomo co. To samo ich pojmowanie patriotyzmu. Żyją w bajce o uciemiężonym narodzie, zewsząd niszczonym przez Niemców i innych banderowców i wierzą w swojego wodza, który sprawi, że Polska powstanie z kolan, a narody Europy ugną się przed nim. Albowiem tak naprawdę to on obalił komunizm, a teraz nauczy te unijne lewactwo jak żyć. Ta grupa istnieje naprawdę, nie jest to żaden wymysł. Można ich spotkać wszędzie, choć na co dzień nie są zbyt widoczni. Uaktywniają się na różnych forach społecznościowych, czy twitterze, gdzie zazwyczaj są najgłośniejsi ze wszystkich.

Ludzie zepsują nawet najbardziej szczytną ideę.

Cechą ludzkości jest popadanie w skrajności. Gdy wymyślono socjalizm, wypaczono go do postaci komunizmu. Na gruncie patriotyzmu wkrótce powstał nacjonalizm, a finalnie nazizm i faszyzm. Jak groźne są takie postawy, pokazuje historia. Najgorsze, że nie wyciągamy wniosków, a zamiast tego popadamy w kolejne, zupełnie przeciwstawne skrajności, jak doprowadzona do granic absurdu poprawność polityczna, czy niemiecka polityka otwartych (a w zasadzie wyważonych) granic. W Polsce pod debatę publiczną poddaje się ostatnio kwestię dobrowolności szczepień, w imię populistycznej wolności za wszelką cenę zapominając o zasadzie, że wolność jednego kończy się tam, gdzie bezpieczeństwo drugiego.

Gdy rozum śpi, budzi się populizm.

Politycy kłamią. Wszyscy, bez wyjątku. Polityka to nie jest dyskusja filozofów o idei, a brutalna i nieczysta walka o pieniądze, wpływy i władzę. Kłamią, bo tego wymaga interes partyjny lub wyższa konieczność. Im szybciej to wszyscy pojmiemy, tym lepiej będzie dla nas wszystkich. Wtedy łatwiej nam będzie zrozumieć, że dobry Polak nie musi być koniecznie katolikiem, a patriota to nie jest określenie anty-lewackie. Można kochać ojczyznę jednocześnie szanując innych, a jeśli Kaczyński ma na pieńku z Tuskiem, to co to nas do cholery obchodzi? Polacy nie dzielą się na prawych i lewych, a jak powiedział Pawlak – na mądrych i głupich. Po prostu. Polecam nieco wyśrodkować i zwyczajnie uruchomić własny mózg, zamiast powtarzania cudzych sloganów.

A tera posłuchajta Muńka, dobrze chłop gada:

T.Love – Marsz

Potem napijta się wódki. Olejta biskupów i tych dziadów z sejmu. I żyjta po swojemu.

Chyba jednak nie jest tak źle. W państwie niemalże wyznaniowym sukces filmu „Kler” pokazuje, że jest nadzieja.

Lopez.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *