Raz pewien prezes wielce bogobojny…
…zamarzył sobie jeden dzień od handlu wolny.
Padło na niedzielę, wszak wie każde cielę,
że prawdziwy Polak spędza ją w kościele.
I w natury łonie piknik, grill z rodziną,
bo w dzisiejszych czasach zwyczaj ten przeminął.
Nie szedł z duchem czasu prezes, bo był stary,
a bezdzietny kawaler ma inne przywary.
Nie zajarzył w porę, no i wyszła dupa…
…bo Polak niedzielę spędzał na zakupach.
Polował w galeriach na tęgie promocje,
łowy pośród cen wzbudzały w nim emocje.
Kobieta w markecie, facet w alkohole,
dzieci w McDonaldzie. Szczęście! Ja pi…tolę!
Nagle wszystko pizdło, jasny trafił szlag!
Pozostała pustka, w sercu czegoś brak…
W jednej chwili kraj w chaosie się pogrążył…
…szczęśliwy ten, kto w sobotę kupić zdążył
stojąc przez godzinę w kolejce do kasy,
dźwigając tonę cukru i inne zapasy.
Wszystkim pozostałym zajrzał w oczy strach.
Co to teraz będzie? Będziemy jeść piach?
Kto by się spodziewał, że dziś handlu ni ma,
tak nas zaskoczyli, jak drogowców zima…
Wszyscy dziś bez celu, bez sensu się błąkają…
…tęsknym wzrokiem w stronę Biedronki spoglądają.
Ach, gdyby tak tylko malutką bułkę kupić…
Czy to nazbyt wiele tak szczęściem się upić?
Nastały ciężkie czasy, jak przetrwać ten dzień trudny,
gdy drzwi marketu zamknął nam jakiś cieć paskudny.
Wspomnienie tych promocji, tych tłumów, tej podniety
wyciska łzy wzruszenia. Oddajcie nam markety!
Co jeden większy cwaniak ostro kombinował…
…zrobił ze sklepu pocztę i dalej handlował.
A naród, choć w rozpaczy, to znalazł cele nowe,
Były bowiem otwarte stacje benzynowe!
W niedzielę nad ranem, ledwie słońce wstało,
ruszyła wataha w drzwi stacji nawalając,
jak zombie, sfora wilków albo inna zmora.
Aż się nasycili, i tak do wieczora.
Wykupili wszystko, fajki, wódkę, piwo…
…hot-dogi, napoje. Tylko nie paliwo…
Ktoś z obłędem w oczach trzyma się za łeb:
Panie, na tej stacji to wy macie chleb?
Nie ma, panie Gieniu… No to może masło?
Bo u mnie w lodówce nawet światło zgasło.
Z głodu ledwo zipię, od wczoraj nie jadłem,
zanim tu dotarłem, ze trzy razy padłem.
Kto to słyszał ludzie, żeby przy niedzieli…
…przed obywatelem markety zamknęli?!
Nic już nie mów panie, wszystko zrozumiałem…
rzekł kasjer i wskazał na półkę z nabiałem.
A tam czyste złoto – sery, masło, jajka!
Facet omal nie zszedł. Panie, toć to bajka!
Znów będzie normalnie obiad i kolacja!
To jest oczywiste, wszak to paliw stacja.
Kasjer dumny z siebie, uratował Gienia…
…od niechybnej śmierci z braku pożywienia.
Widząc już z oddali kolejnych nieszczęsnych
założył czepek i szybko stanął w dziale mięsnym.
Wreszcie dzień ten minął, wielu dziś poległo,
wielu ocalonych z ulgą w łóżku legło.
Tego dnia spokorniał każdy większy śmiałek,
ale już po wszystkim. Nadszedł poniedziałek.
Lopez.